przejdź do treści strony kontakt
strona główna 501 936 975 menu wyszukiwarka

Prokurator: wójt ma wiedzieć wszystko o podwykonawcy

Z MIASTA


2016-10-27 11:46
59481

(fot. Adam Oziewicz)

Sprawa z Deszczna, ale teraz kluczowa także dla Gorzowa – i gminę, i miasto łączy osoba Jacka Wójcickiego. Obecnie jest prezydentem, a w 2011 roku był wójtem. Jeżeli proces zakończy się wyrokiem, straci urząd. Wczoraj rano była pierwsza rozprawa.     

Proces dotyczy budowy wodociągu we wsi Prądocin z lat 2010 – 2011. W sprawie jest dwóch oskarżonych: Jacek Wójcicki, według prokuratury, jako wójt przekroczył uprawnia – nie zabezpieczył gminy przed dwukrotną zapłatą tej samej należności za wykonane prace. Stąd Deszczno za to samo zapłaciło wykonawcy i podwykonawcy. Drugi to Zbigniew T. (w przeciwieństwie do prezydenta Wójcickiego nie zgodził się na publikację wizerunku i pełnych danych w mediach), w 2011 roku kierownik referatu inwestycji w gminie. W ocenie prokurator Danuty Kowalskiej-Maciaszek, urzędnik przekroczył swoje uprawnienia i potwierdził nieprawdę w protokole odbioru robót dodatkowych. Obaj oskarżeni nie przyznają się do winy. Wójcickiemu grozi kara do 8 lat więzienia, w przypadku kierownika to nawet 10 lat.     

Co zaszło w Prądocinie?
Wczoraj Zbigniew T. szczegółowo tłumaczył, co zaszło w Prądocinie na budowie wodociągu. Jego wyjaśnienia będą jeszcze weryfikowane w procesie, ale już dają pewien obraz sytuacji. Otóż przetarg na budowę sieci w gminie Deszczno wygrało konsorcjum z liderem firmą Tensor ze Szczecinka. Pierwszy etap budowy obejmował wykonanie zadania do 31 grudnia 2011 roku. Do tego czasu między innymi musiał być zrealizowany wodociąg w Prądocinie. Gdyby nie udało się dotrzymać terminu Deszczno straciłoby ponad półmilionową dotację z urzędu marszałkowskiego.   

Po kilku miesiącach od podpisania umowy inspektor nadzoru sygnalizował, że wykonawca nie realizuje robót zgodnie z harmonogramem. Tensor zmieniał jeszcze dwukrotnie harmonogram, ale żadnego z terminów nie dotrzymał. Na przełomie 2010 i 2011 roku inna firma z konsorcjum wstrzymała roboty i zeszła z placu. Z kolei w maju 2011 roku sam główny wykonawca zniknął z budowy – nie było ani maszyn, ani pracowników. W tej sytuacji gmina prowadziła rozmowy z Tensorem o rozwiązaniu umowy – przedsiębiorstwo godziło się na takie porozumienie.             

Mimo tego w czerwcu 2011 roku Deszczno otrzymało pismo – propozycję zawarcia umowy między Tensorem a Bud-Systemem, podwykonawcą wodociągu. W ocenie Zbigniewa T. umowa trafiła do urzędu gminy omyłkowo, skoro wcześniej główny wykonawca godził się na rozwiązanie umowy na wykonanie sieci. Umowa Tensora z Bud-Systemem zawierała zapis informujący, że wejdzie w życie pod warunkiem, że gmina wyrazi zgodę na cesję wierzytelności. – Takiej zgody w urzędzie gminy nigdy nie było. Planowaliśmy rozwiązać umowę z Tensorem, ogłosić nowy przetarg i sfinalizować inwestycję z nowym wykonawcą – wyjaśniał były kierownik referatu inwestycji.  

Po dwóch tygodniach od przyjęcia wspomnianego pisma urzędnicy w Deszcznie dowiedzieli się, że wykonawca zmienił zdanie i wodociąg będzie budował dalej. Jeszcze w czerwcu 2011 roku na plac budowy w Prądocinie wszedł Bud-System. Zbigniew T. razem z wójtem Jackiem Wójcickim odwiedzili wtedy budowę – poinformowali podwykonawcę, że dla nich stroną jest Tensor i tylko jemu mogą zapłacić za wykonane zamówienie. Właściciel firmy odpowiedział, że ma umowę z wykonawcą i musi ją realizować. – Doszliśmy do wniosku, że mimo wszystko to jedyna możliwość zrealizowania inwestycji w wymaganym terminie – podkreślał na rozprawie T.          

Mimo deklaracji Bud-Systemu i Tensora o zwiększeniu liczby pracowników i sprzętu na budowie, postęp robót był niedostateczny. Na przełomie września i października 2011 roku gmina i wykonawcy uzgodnili, że część prac musi być wykonana przewiertem sterowanym. Chodziło o odcinki sieci wzdłuż ogrodzeń, krzyżujące się z wjazdami do posesji i w sąsiedztwie drzew. To prowadziło do ograniczenia dodatkowych prac nie objętych dokumentacją. Inspektor nadzoru budowlanego, właściciel Bud-Systemu oraz projektant sieci ustalili ilości i zakres robót dla przewiertu sterowanego przy akceptacji kierownika referatu Zbigniewa T. i wójta Jacka Wójcickiego. Na wspomniane prace w październiku została zawarta ustna umowa z właścicielem Bud-Systemu (utrwalona na piśmie z datą 20 grudnia 2011 roku). – Przygotowałem standardową umowę na roboty dodatkowe, a właściciel Bud-Systemu realizował zadanie, jednak stawił się w urzędzie dopiero 20 grudnia 2011 roku. Nie chcieliśmy antydatować umowy i została podpisana z rzeczywistą datą – precyzował Zbigniew T.  

Tłumaczył pani prokurator, że umowa nie zawiera daty rozpoczęcia prac, bo strony miały świadomość, że roboty zostały faktycznie wykonane na przełomie października i listopada 2011 roku. Dokument był potrzebny do wypłacenia należnego wynagrodzenia za pracę Bud-Systemowi oraz, aby termin gwarancji robót miał swoją datę początkową.    

W ocenie Zbigniewa T. data podpisania umowy nie jest tożsama z datą rozpoczęcia robot.
To znaczy, że jego podpisy na protokołach odbioru robót z 27 grudnia 2011 roku i na fakturze świadczą tylko o potwierdzeniu, że prace zostały wykonane wcześniej. 27 grudnia wodociąg w Prądocinie był gotowy i właśnie to potwierdził składając podpisy.

Istotny dla obrazu sytuacji jest fakt, że wartość przewiertów sterowanych nie przekraczała 14 tys. euro, zatem zgodnie z prawem zamówień publicznych gmina mogła zlecić zadanie dowolnemu wykonawcy bez procedury przetargowej. W ocenie Z. nie były to prace zamienne tylko dodatkowe. – Wstępny kosztorys ofertowy nie przewidywał przewiertów sterowanych. Taka potrzeba ujawniła się w trakcie budowy. To był też jedyny sposób na znaczące przyspieszenie postępu robót i w konsekwencji utrzymanie dotacji – argumentował kierownik referatu. Wskazał też na koszty wykonania metra bieżącego wykopu tradycyjnego (8 gr) i metra przewiertu sterowanego (140 zł). W jego ocenie to zbyt duża różnica, aby określać powyższe prace jako zamienne.

Prokurator na sam koniec wyjaśnień Zbigniewa T. dopytywała czy Tensor mógł zrealizować zamówienie metodą tradycyjną. Oskarżony przyznał, że tak, ale zastrzegł też, że wszystkie działania gminy były podporządkowane terminowemu zakończeniu prac. Z kolei dotychczasowa współpraca z głównym wykonawcą i upływający czas świadczyły o tym, że ostatecznego terminu zakończenia prac nie da się dotrzymać i dotacja przepadnie.

Pieniądze trafiły do upadłego Tensora czyli do... komornika    
Już po pierwszej rozprawie prokurator Danuta Kowalska-Maciaszek tłumaczyła dziennikarzom istotę aktu oskarżenia – zarzutu postawionego Jackowi Wójcickiemu. – Gmina zapłaciła pieniądze za budowę wodociągu firmie wyłonionej w przetargu, jednak gdyby wójt postąpił zgodnie z przepisami prawa to wspomniana w akcie oskarżenia kwota – zasądzona w innym procesie między Deszcznem a podwykonawcą Bud-Systemem – nie musiałaby być wypłacona z budżetu gminy – stwierdziła.    

Prokurator uważa, że firma Bud-System była podwykonawcą i to takim, za którego wynagrodzenie podczas realizacji wodociągu w Prądocinie Deszczno ponosiło odpowiedzialność solidarnie z głównym wykonawcą wyłonionym w przetargu. – Gmina mogła się ustrzec podwójnego płacenia za wykonane zadanie – i głównemu wykonawcy, i podwykonawcy, stąd zarzut niegospodarność – podkreśliła D. Kowalska-Maciaszek.

Zarzutu nie byłoby gdyby gmina zgłosiła do komornika (jeszcze przed wpłaceniem pieniędzy zajął konto firmy Tensor w upadłości), że jest odpowiedzialna za wynagrodzenie wobec podwykonawcy, Bud-Systemu – stąd nie może przekazać całej kwoty dla głównego wykonawcy. Co istotne, podwykonawca sądził się w procesie cywilnym z gminą – Deszczno przegrało w obu instancjach. Firma zarzucała zleceniodawcy, że nie wypłacił należnego jej wynagrodzenia. Zgodnie z wyrokiem z budżetu gminy poszły pieniądze również dla podwykonawcy.     

Według prokuratury straty gminy to wynagrodzenie podwykonawcy, koszty procesu, odsetki od tej kwoty plus suma za dodatkowe prace zgodnie z umową według prokurator zawartej fikcyjnie – w sumie 579 tys. zł. – To trudna sprawa i trudny proces – nie wszystko da się tu wyłuszczyć w prosty, zrozumiały sposób – zastrzegła.             

Istota problemu: status podwykonawcy  
W pierwszej części rozprawy tuż po odczytaniu aktu oskarżenia wyjaśnienia przed sądem złożył Jacek Wójcicki. Relacjonował, że decyzje związane z budową wodociągu w Prądocinie były wypracowane w gronie współpracowników, radcą prawnym, referatem inwestycji. W jego ocenie istotą problemu jest to, że miał mieć świadomość, że Bud-System ma status podwykonawcy mianowanego, co znaczy, że gmina ponosi solidarną odpowiedzialność za wypłatę wynagrodzenia tej firmie. Tymczasem stanowisko wszystkich osób zajmujących się wodociągiem w gminie było jednoznaczne: Bud-System nie jest podwykonawcą mianowanym. Bo umowa między wykonawcą generalnym Tensorem a podwykonawcą Bud-Systemem była warunkowa. To znaczy, pod warunkiem zawieszającym gmina musiała wyrazić zgodę na cesje należności Tensora na rzecz Bud-Systemu. Ale gmina nigdy takiej zgody nie wyraziła. – Stanąłem przed wyborem: albo zapłacić należności komornikowi, który skutecznie zajął konto Tensora, albo zapłacić Bud-Systemowi, z którym nie został nawiązany stosunek prawny skutkujący solidarną odpowiedzialnością – zaznaczył Wójcicki.       
    
Rozwiewał też inne wątpliwości zawarte w akcie oskarżenia – dotyczyły wspomnianego już przez Zbigniewa T. przewiertu sterowanego. – Roboty, za które zapłaciliśmy Bud-Systemowi zostały przez tę firmę wykonane zgodnie z umową. Zatem nie było możliwości zapłacenia komukolwiek innemu. Samo wykonanie przewiertu było wyjęte z dofinansowania – był to koszt niekwalifikowany – tłumaczył Wójcicki. W tej sytuacji z kosztorysu, czyli załącznika do umowy z Tensorem zdjęto pozycję wykopów na wspomnianym odcinku. Z kolei na tym samym odcinku za przewiert gmina zapłaciła Bud-Systemowi (chodzi 352 metry i koszt 64 tys. zł).

Po rozprawie Jacek Wójcicki wyjaśniał, że gmina Deszczno nie miała szans na dochodzenie swoich praw już po przelewie na rzecz głównego wykonawcy, bo firma upadła – nie było możliwości ściągnięcia wypłaconych przez Deszczno środków. – Gdybyśmy postąpili inaczej nie dość, że zapłacilibyśmy wykonawcy i podwykonawcy to stracilibyśmy jeszcze więcej – nie dotrzymując terminu nie byłoby dla nas dotacji z urzędu marszałkowskiego – podsumował.

W tym roku jeszcze tylko jedna rozprawa 30 listopada – na liście świadków jest pięć osób m.in: inż. Andrzej Biernacki – projektant wodociągu w Prądocinie, Joanna Jaguszewska – w latach 2010-2011 w gminie odpowiedzialna za pozyskiwanie dotacji unijnych także Paweł Tymszan, ówczesny sekretarz gminy, a obecnie wójt Deszczna.

Jacka Wójcickiego bronią mecenasi Krzysztof Łopatowski i Filip Woziński. Sprawę prowadzi sędzia Andrzej Krzyżowski.

0.IMG_8288.JPG
1.IMG_8292.JPG
2.IMG_8293.JPG
3.IMG_8295.JPG
4.IMG_8296.JPG
5.IMG_8300.JPG
0
012345

Komentarze:

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x