przejdź do treści strony kontakt
strona główna 501 936 975 menu wyszukiwarka

O szkole..., tylko szczerze proszę

Z MIASTA


2016-05-18 08:59
67070

(fot. Adam Oziewicz)

Roczne budżety podstawówek? Poznańska „34”: 6,5 mln zł, gorzowska „13”: około 10 mln zł. – to dwie ogromne placówki z podobnymi problemami. Jak je rozwiązują? Z czego są dumni dyrektorzy, a co chcieliby przemilczeć? 

Raport o oświacie sprzed kilku miesięcy – opublikowaliśmy go w papierowym wydaniu „tylko gorzów”. Jednak na gorzow24.pl go nie było. Wrzucamy ten tekst, bo niemal wszystkie wtedy poruszane kwestie nadal są aktualne...    
 
W szkołach zapytaliśmy między innymi o wyniki sprawdzianu szóstoklasistów, o odsetek uczniów z sukcesami oraz porażkami, także o bazę dydaktyczną. Były też pytania o poziom wydatków organu prowadzącego na infrastrukturę szkoły i o kadrę nauczycielską, a nawet o współpracę z uczelniami... Do zestawienia wybraliśmy placówki duże, o podobnej liczbie uczniów i nauczycieli, o zbliżonych cechach demograficznych rejonu i lokalizacji. W drugiej kolejności wzięliśmy pod uwagę średnie wyniki sprawdzianu szóstoklasistów.  
 
Ta podstawówka czaruje od wejścia       
W Poznaniu jest około 100 publicznych szkół podstawowych. SP 34 na os. Bolesława Śmiałego uważana jest za największą. Mimo to od lat jest w najwyższym albo w bardzo wysokim staninie – ustala go Centralna Komisja Egzaminacyjna, powstaje na bazie wyników ze sprawdzianu szóstoklasistów. Panie wicedyrektor Elżbieta Duszyńska i Mariola Jasiak z Poznania przygotowały dla nas obszerny materiał – szczegółowy opis tego, co dzieje się szkole. Niestety tylko niewielką część danych byliśmy w stanie wykorzystać.
 
Poznańska podstawówka musi zrobić wrażenie na kimś, kto jest przyzwyczajony do stanu obiektów gorzowskiej oświaty. „34” to duży dwukondygnacyjny budynek z dobrze utrzymaną klinkierową elewacją. Tuż przy nim blok D, przystosowany do nauczania wczesnoszkolnego. Lekcje dla klas 4-6 odbywają się tylko w głównym, w salach dostosowanych do wieku uczniów – inne niż we wczesnoszkolnym ławki, krzesła i pomoce naukowe. Wyposażenie klas odpowiada przedmiotom bądź blokom tematycznym. Katarzyna Książkowska kieruje „34” od września 2014 roku. Przyznaje, że nawet jak na Poznań to ogromna szkoła. Łącznie 98 zatrudnionych osób, a w planach kolejnych kilkunastu pracowników. Powód? Więcej oddziałów klas pierwszych. Gdy trafiła do placówki zastała dobrze zorganizowany zespół i świetne wyniki nauczania. Zatem czy ma jeszcze coś do poprawienia? – pytamy. Bez wahania odpowiada, że stawia na bezpieczeństwo uczniów. – Przed laty, z powodu zaniedbań w szkole mój syn – dziś 25-latek – ma niepełnosprawność. W drugiej klasie podstawówki uległ wypadkowi. Z przyczyn osobistych zwracam szczególną uwagę kwestie bezpieczeństwa – zwierza się pani dyrektor. Pierwsza decyzja: przedłużenie okresu obowiązywania specjalnego wejścia dla pierwszoklasistów. Wcześniej tylko przez pierwszy miesiąc najmłodsi wchodzili do szkoły bocznymi drzwiami, przez blok D, aby nie było konieczności przebijania się przez tłum starszych dzieci. Nieco później przystosowano główne wejście dla potrzeb maluchów. Stworzono dwa sektory – po prawej stronie, bliżej portierni wchodzi zerówka i klasy 1, 2, 3, a oddzielnie tuż obok, ale po lewej, klasy 4-6. Po wejściu obie grupy rozchodzą się do dwóch różnych korytarzy prowadzących w dół do szatni. 
 
Byliśmy na miejscu i widzieliśmy, że komunikacja działa jak trzeba. Inna załatwiona sprawa związana z bezpieczeństwem: wymiana starego podestu sceny w holu – teraz są antypoślizgowe panele. Wyjaśnijmy, w szkole nie ma typowej auli. Uroczystości odbywają się właśnie w holu spełniającym też rolę korytarza, w centralnym punkcie obiektu. Na co dzień, podczas przerw, dzieci korzystają z tej przestrzeni. Dyrektor Książkowska sama poprowadziła praktyczną pogadankę dla uczniów na temat bezpieczeństwa w szkole. Zmobilizowała też nauczycieli do zgłaszania wszelkich urazów uczniów, bo nie dla wszystkich było to oczywiste. I ważna informacja dla Gorzowa, w „34” przez pięć dni w tygodniu dyżuruje pielęgniarka. Dyrekcja nie wyobraża sobie, aby w tak dużej szkole mogło być inaczej.
 
Wynik szóstoklasistów jak wyrok? 
Gorzowska „13”. Przypomnijmy, to jeden zespół, ale w dwóch obiektach – mniejszym dla klas 1-3 oraz większym dla klas 4-6 i gimnazjum. Wyniki szóstoklasistów za ostatnie trzy lata do uzyskania bez problemu. Takie statystki prowadzone są na bieżąco. Do ubiegłego roku sprawdzian był jeden, wieloprzedmiotowy – matematyczno-przyrodniczy i polonistyczny. Dopiero w tym roku nastąpił rozdział treści zadań – na jest język polski i matematykę oraz w drugiej części język obcy. Dyrekcja chwali decyzję – taka forma sprawdzianu daje podstawę do obliczenia przyrostu umiejętności w podstawówce i dalej aż do egzaminu gimnazjalnego. 
 
Jak dyrektor Tadeusz Wierzbicki ocenia sprawdzany swoich uczniów? Są nieco wyżej od średniej województwie i krajowej, za to gorsze od gorzowskiej. Uważa, że to stały, stabilny wynik. Zaznacza, że powoli, ale pnie się w grę. Powodem do optymizmu jest liczba stypendystów i uczniów ze świadectwem z czerwonym paskiem. Mimo to nigdy nie był zadowolony z wyników. – Przy tym potencjale i dobrze przygotowanej kadrze powinno być lepiej – podkreśla. Niepokoi go pogorszenie wyników nauczania na poziomie klas 4-6. Na testach (sprawdzane są podstawowe umiejętności matematyczne, polonistyczne i przyrodnicze) klasy 1-3 wypadają świetnie – uzyskują wyniki na poziomie 85-90 procent, a niektóre klasy trzecie są ze średnią 95 procent. W czwartych klasach dobry poziom jest utrzymywany, ale w piątej i szóstej coś zaczyna się psuć. – Pojawiają się kłopoty związane z rozwojem emocjonalnym dzieci. Szukamy dobrych rozwiązań. Postęp jest, ale nie taki jakiego byśmy oczekiwali – przyznaje dyrektor Wierzbicki. Z kolei w poznańskiej „34” nie narzekają na wyniki sprawdzianów szóstoklasistów. – Od lat średnio mamy cztery, pięć punktów wyżej we wszystkich klasyfikacjach – mówi wicedyrektor Elżbieta Duszyńska. Wynik szkoły w 2014: 27,3. W tym samym roku w województwie wielkopolskim średnia wyniosła 22, a w kraju 22,75.
 
Szkolne kolosy pełne różnic   
Co trzeba wiedzieć o gorzowskiej „13”? To ogromna szkoła. Tylko w klasach 1-3 jest 780 dzieci, a cała podstawówka liczy 1260 uczniów. Do pełnego obrazu trzeba dodać 480 gimnazjalistów. Około 35, a bywa, że nawet i 40 procent uczniów podstawówki ma średnią powyżej 4.75. Są oddziały gdzie na 28 świadectw aż 20 jest z czerwonym paskiem, ale i takie gdzie są tylko 2 lub 3. Dyrekcja zwraca jednak uwagę na znaczącą liczbę dzieci z orzeczeniami poradni psychologiczno-pedagogicznych – najczęstsze deficyty to dysleksja, dysortografia, dyskalkulia. Są roczniki gdzie odsetek dzieci z problemami sięga nawet 30 procent. Przy tym przedmiotowcy alarmują, że uczniowie bez wymaganej opinii związanej z jakimś deficytem również mają problemy – i choć nauczyciele informują rodziców, ci nie reagują. – Dorośli późno stają się aktywni w tej materii – zwykle pod koniec klasy piątej albo w szóstej, tuż przed egzaminami – zwraca uwagę dyrektor Wierzbicki. To dowód na to, że krępują się przed innymi deficytów swojego dziecka.       
 
Z drugiej strony, w szkole jest wiele kół zainteresowań szczególnie na poziomie klas 1-3 – jak zaznacza dyrekcja, nie przypadkiem, bo to najważniejszy okres w rozwoju edukacyjnym dzieci. Od pierwszych klas, od szeregu lat są szachy. Nauczyciele nie mają wątpliwości, że dzięki nim jest większy niż gdzie indziej przyrost umiejętności matematyczno-przyrodniczych. Ma to potwierdzenie w wynikach sprawdzianów i egzaminów. W małej „13” aż kipi od zajęć dodatkowych. Każdego roku powstają nowe. Zwykle z inicjatywy nauczyciela, który przekazuje swoją pasję uczniom. 
 
W „34”, w Poznaniu w ubiegłym roku uczniów z bardzo dobrymi wynikami w klasach 4-6 było 182 (51 procent). Z kolei ze średnią poniżej 3,34 – określaną jako słaba – 27 czyli 7 procent ogółu. – W nauczaniu początkowym, gdzie obowiązuje ocena opisowa, mamy 128 wyróżniających się i 47 z trudnościami w nauce – uzupełnia dane za 2014 rok wicedyrektor Mariola Jasiak.
 
Z innych rejonów mówią, te szkoły da się lubić 
Porównując, zwracamy też uwagę na liczbę uczniów w szkole spoza rejonu – dyrektor Wierzbicki podkreśla, że mała „13”, pewnie z uwagi na oddzielny budynek, jest niezwykle popularna. Szkoła na następny rok do klas pierwszych już ma (nie z uwagi na zameldowanie a na zamieszkanie) ponad 50 uczniów. – Co roku jest sporo próśb od rodziców sześciolatków spoza rejonu o przyjęcie dziecka do szkoły. Ale niestety, po trzech latach smutek, bo odchodzą, nie chcą już dużej „13”. Idą do prywatnych, katolickich, często do sportowych czy też wracają do swojego rejonu – zdradza wicedyrektor. Ale są też dzieci z rejonu w innych gorzowskich szkołach – to dotyczy rodziców zatrudnionych w odległych częściach miasta. Gdy pracują na os. Staszica to wygodniej odbierać im dziecko z „11” czy „16”.  
 
Podobnie w poznańskiej „34” – spoza rejonu uczy się w niej prawie 30 procent uczniów – 268. Aż tylu chętnych, bo choć szkoła duża to ma dobrą opinie w środowisku Piątkowa i przyległych osiedli. Niektóre okoliczne placówki są wyludnione, ta, którą odwiedziliśmy przeciwnie, ma nadmiar chętnych. Z kolei z rejonu do innych szkół uczęszcza 391 (44 procent), z tego 32 za granicą. Dlaczego aż tak dużo dzieci w innych szkołach? – pytamy. – To efekt rozbudowy osiedla od strony północnej – stamtąd są rodzice, którzy wolą dziecko dowieść do szkoły bliżej miejsca pracy i takich szkół szukają – wyjaśniają panie wicedyrektorki. Inny powód: dzieci z różnych przyczyn mieszkają gdzie indziej niż są zameldowane – to wynik rozwodów, rozbitych rodzin. Wychowaniem zajmuje się babcia z innego rejonu i tam wnuczek chodzi też do szkoły.
 
Czego się wstydzą? Z czego są dumni? 
Kierownictwo gorzowskiej „13” nie ma wątpliwości, powodem do zmartwienia jest fasada placówki – żaden obiekt publiczny nie powinien tak wyglądać. – To efekt wieloletnich zaniedbań – usprawiedliwia złą sytuacje dyrektor Wierzbicki. Dużą „13” wybudowano w 1982 roku na planach zbiorczej szkoły gminnej z 1959 roku – w obiekcie użyto materiały dla typowej mieszkaniówki. Ponadto od lat brak środków na inwestycje. Ale niebawem szkoła będzie ocieplona z funduszu norweskiego. Przy okazji będzie też wymieniona stolarka okienna i naprawiony dach. Szkoła nieco lepiej wygląda wewnątrz – luksusów nie ma, ale jest zadbana i schludna, dość dobrze wyposażona. Z kolei w dziewiętnastoletniej małej „13” – jak podkreślają zgodnie kierujący placówką – standard pod każdym względem jest zadawalający. A w całym zespole coraz więcej dobrze wyposażonych gabinetów, porządna fizyka, odradzająca się chemia – te elementy cieszą prowadzących. Obecnie w przedmiotach ścisłych wiele da się uzyskać za pomocą prezentacji multimedialnych i właśnie w tym kierunku idzie szkoła. Przy tym nie rezygnuje z zestawów do eksperymentów. – Operatywne panie od przyrody i fizyki wzięły się za sprawę z prawdziwą pasją. Efekt? W kole fizycznym mamy 50 uczniów – to dowód, że jest zainteresowanie wśród najmłodszych – zaznacza T. Wierzbicki. Do tego jeszcze dochodzi fenomenalna oferta laboratoriów w Stanowicach z dobrze zapowiadającą się perspektywą współpracy.
 
A co martwi w Poznaniu? Panie wicedyrektor mówiąc o słabych stronach swojej szkoły, życzyłyby sobie większej aktywności rodziców na forum szkoły. Choć zarazem przyznają, że ta współpraca na poziomie klas nigdy nie była zła. – Narzekam, ale muszą też oddać sprawiedliwość – nawet ostatnio rodzice, gdy są specjalistami w jakiejś dziedzinie, przygotowują prelekcje dla wielu klas, nie tylko tej w której mają swoje dziecko. I tak odwiedzają nas żywieniowcy, pasjonaci zwierząt czy osoby z ciekawym hobby – wylicza wicedyrektor Jasiak.
 
Gorzów jak Poznań. Ciągle słyszą, że pieniędzy brak   
Jest problem z wsparciem ze strony miasta. Od lat w „13” jest o wiele za mało na unowocześnianie szkoły, choćby na informatyzację i pomoce dydaktyczne. Prowadzący szkołę od dawna zabiegają o jeden komputer na ucznia, bez skutku. Inny przykład: dyrektor jest zobowiązany do zabezpieczenia w bibliotece szkolnej przynajmniej dwóch zestawów podręczników, z których realizowane są programy nauczania we wszystkich klasach. I z tym są problemy. A co wskazują dane za ostatnie lata? Miast przekazało szkole 500 tys. zł – imponująca liczba, ale... W placówce dowiadujemy się, że 80 procent kwoty „13” wygospodarowała sama, a zdecydowana większość remontów i napraw była wykonywana we własnym zakresie. Właśnie tak w ubiegłym roku w 10 klasach wymieniono podłogi, czy też sfinansowano zakup 120 ławek z certyfikatami. Za to nie brakowało wsparcia na dostosowanie klas do potrzeb sześciolatków. Dzięki ministerialnej dotacji do małej „13” na przygotowanie pięciu klas trafiło 64 tys. zł. To nie zmienia faktu, że dyrekcja każdego rok staje przed finansowym dylematem. Ostatnia propozycja szkolnego rocznego budżetu (nieco ponad 10 mln zł) musiała być obcięta aż o 1.300 tys. zł w stosunku do założeń i potrzeb. – Przez trzy dni siedzieliśmy z księgową łamaliśmy sobie głowę: skąd zabrać, aby zapiąć budżet – zdradza T. Wierzbicki. Co na to miasto? – dopytujemy. – W urzędzie dobrze wiedzą, że budżety szkół są niedoszacowane i musi zabraknąć około 20 procent. Nie ma wyjścia. Musimy szukać gdzie indziej – opowiada dyrektor.
 
Rozmowa z K. Książkowską o finansach do złudzenia przypomina tą w Gorzowie. – Nie na wszystko wystarcza. Gdyby nie dobra współpraca z radą rodziców musiałabym się wstydzić za toalety, ale udaje się pozyskać pieniądze i krok po kroku doprowadzamy je do porządku. Zostały jeszcze dwie do zrobienia. Za to nauczycielskie dobrze pamiętają lata 80 – zdradza pani dyrektor. Przyznaje, że uzyskanie funduszy z miasta na remonty to ciężka sprawa. Mimo niedostatków i tak jest w dobrej sytuacji – z pomocą rady osiedla i sponsorów szkoła wygrała grant. To oznacza, że będą dodatkowe pieniądze na gruntowny remont imponującej infrastruktury sportowej. Wysłużona duża sala gimnastyczna, średnia i dwie małe tzw. lustrzanki za kilka miesięcy będą jak nowe.     
 
Rysopis „belfrów” 
Nauczyciele w gorzowskiej „13”? Część z nich łączy naukę w podstawówce i gimnazjum – aktualny stan to 136 w całym zespole. Nieco ponad 80 uczy w klasach 1-6. Pod względem wieku to zróżnicowana grupa – bardzo młodzi językowcy, z kolei niemal bez zmian od początku istnienia szkoły kadra nauczania wczesnoszkolnego. 85 procent „belfrów” to nauczyciele dyplomowani – wśród nich wielu dwuprzedmiotowców – łączą nauczanie wczesnoszkolne z angielskim, w-f z przyrodą, geografię z przyrodą, chemię z biologią. Spora część z nich ma roczny kurs uprawniający do prowadzenia zajęć z informatyki. Wielu ma specjalizację z logopedii czy pedagogiki specjalnej. Dominują panie. Najwięcej panów wśród nauczycieli wychowania fizycznego, jeden matematyk, jeden przyrodnik, trzech informatyków-zptowców, jeden historyk. W gronie pedagogicznym jest ośmiu liderów oceniania kształtującego. Dyrektor Wierzbicki uważa, że to pozwoli bardziej dotrzeć do dziecka i podnieść poziom kształcenia. Szkoła od trzech lat inwestuje w tę dziedzinę.
 
Krótki rysopis poznańskiej kadry nauczycielskiej: prawie wszyscy mają wyższe magisterskie, jedna osoba wyższe zawodowe, a dwie licencjat. W tym 28 dyplomowanych, 29 mianowanych, 17 kontraktowych i kilku stażystów. Podobnie jak w Gorzowie, poznańska szkoła też sfeminizowana – tylko 7 panów: od muzyki, historyk, matematyk, etyk i trzech wuefistów. W „34” przyznają, że mężczyznom trudno się w pełni realizować w zawodzie nauczyciela. Powód? Płace ciągle nie są satysfakcjonujące.
 
Pierwszoklasiści blisko siebie, i w szkole, i w domu 
Od kilku lat w „13” obowiązują szczegółowe kryteria naboru do klas pierwszych. Całym procesem kieruje grupa nauczycieli pod kierunkiem wicedyrektora. Najpierw zatwierdzają listę uczniów przyjętych, a potem formują klasy zachowując równowagę między dziewczynkami a chłopcami, przy tym starają się grupować dzieci pod względem zamieszkania, aby klasa mogła mieć ze sobą kontakt także poza szkołą. Bywa, że rodzice grup przedszkolnych sugerują szkole, aby z takiej grupy uczynić klasę. Okazuje się jednak, że to nie zawsze wychodzi wszystkim na dobre – zdarza się, że konflikty w grupie, również na poziomie dorosłych, przenoszą się z przedszkola do szkoły. Ostatecznie jednak na kształt klas wpływ mają też sami rodzice. – Czy tego chcemy czy nie, robią ranking wychowawców. Opierając się na zdobytych opiniach zapisują do konkretnych nauczycielek – ich zdaniem wybierają te najlepsze – wyjaśnia dyrektor „13”. W Poznaniu sposób doboru uczniów do poszczególnych klas pierwszych identyczny jak w Gorzowie. Dzielenie uczniów na oddziały pod względem zdolności czy też ich braku nie jest stosowane. Choć wicedyrektor Mariola Jasiak przyznaje, że jest to możliwe przy przejściu z trzeciej do czwartej klasy. – Nie planujemy takich roszad, bo dzieci lepiej się rozwijają w grupach gdzie nie jest stosowany specjalny dobór – zapewnia.
 
Dodajmy, że gorzowski magistrat – zgodnie z rozporządzeniem ministerstwa z 2014 roku – przyjął, że w oddziałach 1-3 zasadę 23 uczniów klasie. W pozostałych jest najwyżej 25 dzieci, bo w pracowni komputerowej jest właśnie tyle indywidualnych stanowisk. Nauka w mniejszych grupach jest realizowana z różnym natężeniem na różnych przedmiotach. Wszystko zależy od tematu, specyfiki zagadnień. Na przyrodzie, fizyce czy chemii uczniowie podzieleni są na 4-osobowe zespoły. Stosowana jest praca w parach. Rzadziej w większych, bo wtedy trudniej skupić się na nauce, rozwiązywaniu zadania czy nawet na porozumiewaniu się. Co ważne, w małej grupie każdy z uczniów może być równie aktywnym. – Wprowadzane od trzech lat ocenianie kształtujące wymusza zaangażowanie. Nauczyciel jest zawiadowcą – kontroluje, podpowiada, ale nie rozwiązuje problemów za ucznia. Wiemy, że młodzieży odpowiada taka praca i są tego efekty – zaznacza dyrektor Wierzbicki. I jeszcze dane dotyczące liczby uczniów w oddziale w Poznaniu – średnio 24, najmniej 20, najwięcej 28 (tylko jedna taka klasa w 4-6). Na angielskim obowiązuje podziała na 12-osobowe, na informatyce najwyżej po 14 w grupie.
 
Uczelnie w podstawówce. Poznań rozkłada na łopatki   
W gorzowskiej szkole przyznają, że współpraca z uczelniami jest na słabym poziomie, to wynik – jak zaznacza dyrekcja – tego, że PWSZ i ZWKF nie mają za wiele do zaoferowania najmłodszym. Kontakty ograniczają się do organizowania praktyk studenckich. – Nie mamy innych możliwości. Jedyną formą kontaktu szkoły z ośrodkami naukowymi to wyjazdy gimnazjalistów na pokazy do uczelni poznańskich czy warszawskich, także Centrum Nauki Kopernik – zaznacza wicedyrektor Jolanta Raburska. Z kolei kursy w Wojewódzkim Ośrodku Metodycznym dla nauczycieli są jedyną, dostępną na miejscu, formą doskonalenia zawodowego. Tymczasem w „34” współpraca z uczelniami musi robić na nas wrażenie. Uniwersyteckie koło chemików, Akademia Muzyczna, UAM, Uniwersytet Medyczny – to tylko drobny ułamek tego co szkoła ma do zaoferowania uczniom. Dzieci uczestniczą w zajęciach organizowanych przez uczelnie specjalnie dla szkół. Wykładowcy prowadzą prelekcje i pokazy również na miejscu w placówce.
 
Nie ma agresji, ale bywają spięcia 
W Poznaniu zapewniają, że u nich nie ma nadmiernej agresji, za to nie brakuje zaczepek, obrażania czy złośliwości – takie sytuacje łagodzi pedagog. Na początku z samymi dziećmi, gdy problem się pogłębia w sprawę włącza się rodziców. Gabinet pedagogów prężnie działa, konflikty gasi u samego źródła – rozwiązywane są na bieżąco, a mediacje zawsze przynoszą skutek. Tymczasem w naszej „13” wychodzą z założenia, że na groźne zjawiska najlepsza jest prewencja – blokowaniu agresji w szkole ma służyć 46 kamer monitoringu w wszystkich newralgicznych miejscach. Stąd nie ma problemu agresji wewnątrzszkolnej, za to nie brakuje zaczepek i konfliktów uczniowskich na poziomie klas 4-6. – To rzeczywiście problem – przyznaje dyrektor Wierzbicki. Z kolei w gimnazjum nie jest to znaczący kłopot. Szkolnym utrapieniem jest brak możliwości rozdzielenia grup 4-6 od gimnazjum. Chłopcy po metr 40 z czwartych klas i gimnazjaliści po metr 90 – takie grupy muszą być razem. Wystarczy, że mały przeciśnie się między dużymi i już dochodzi do zgrzytu.          
 
Agresji nie ma w szkole między uczniami, ale nie brakuje jej u rodziców i to w stosunku do nauczycieli. Według dyrekcji myślenie części dorosłych o szkole zdominowały bezwzględna wiara w rację dziecka i nieufność do pedagogów. Przykład z małej „13”. Maluch, pierwsza klasa bije dziewczynki. Woźny zwraca mu uwagę. Dziecko dzwoni do ojca i po skończeniu rozmowy mówi: zaraz przyjdzie tata i ci wpier... I groźniejszy przypadek: chłopak z rejonu, ale uczący się w „16”, po dopalaczu stracił przytomność na placu za budynkiem „13”. – Szczęście, że zauważył to konserwator. Przyjechała karetka i policja – uczeń trafił do szpitala – przedstawia sytuację T. Wierzbicki. Dyrektor nie ma wątpliwości, że chłopak powinien być w ośrodku terapeutycznym, ale ze strony matki nie ma zrozumienia dla powagi sprawy – jest nakaz sądowy, ale na nic. Stąd atmosfera konfrontacji i... monitoring. Chodzi o to, aby  pokazać rodzicom, jak naprawdę zachowują się ich dzieci. Ale nawet gdy zobaczą bywa, że nie wierzą. – W tego typu trudnych, indywidualnych sytuacjach ponosimy porażki, bo gdy nie ma porozumienia z rodzicem, trudno szkole w pojedynkę osiągnąć sukces – przyznaje dyrektor. 
 
Z poznańskiej podstawówki mamy informację, że tam nie odnotowują poważnych problemów wychowawczych – przynajmniej z punktu widzenia dorosłych. Zwykle związane są z sytuacją rodzinną dziecka lub z niepowodzeniami w nauce. Te drugie silnie wpływają na zachowanie – uczeń opuszcza lekcje, nabiera wstrętu do szkolnego otoczenia. – Takie dzieci kierujemy na badania i na podstawie opinii nauczyciele przygotowują i realizują specjalne plany pracy. Czuwają nad tym dwie panie pedagog i jedna pani psycholog. Bardzo aktywne specjalistki – dbają o realizację obowiązku szkolnego, walczą ze słabymi ocenami. Co dwa miesiące kontrolują dzienniki, aby uniknąć zagrożeń ocenami niedostatecznymi. Mają stały kontakt z rodzicami, z dziećmi i nauczycielami, aby pokonać problem – przedstawia sytuację wicedyrektor Duszyńska.
 
Kłopoty z nauką 
Co z uczniami z najgorszymi wynikami? W podstawówce w Gorzowie nauczyciele mają obowiązek tak realizować podstawę programową, aby móc objąć najsłabszych pomocą w postaci zajęć wyrównawczych. Jest też obowiązkowa pomoc psychologiczna i pedagogiczna. 
Ale i tym razem prowadzący „13” skarżą się na niefrasobliwość rodziców. Mimo, że dziecko jest objęte pomocą w konkretnym gabinecie, o konkretnym czasie i z konkretnym nauczycielem, a rodzic dostaje do podpisu harmonogram zajęć to nie mobilizuje dziecka do przyjścia na dodatkową naukę. – Wielu rodziców udaje zaskoczenie gdy dowiaduje się, że dziecko ma problemu z uczeniem się – tymczasem my wyraźnie widzimy, że go po prostu nie kontrolują – nie ma wątpliwości wicedyrektor Raburska.  
 
Kłopoty z nauką w dużej mierze dotyczą zagranicznych „sierot” – uczniów pod opieką dziadków, babć, cioć czy nawet starszego rodzeństwa. Pedagodzy alarmują, że takie dzieci pod względem materialnym mają wszystko co chcą, ale brakuje im opieki rodzicielskiej i podstawowej dyscypliny. W „13” podkreślają, że problem dotyczy setek uczniów. – Wychowawca gromadzi informacje o sytuacji w rodzinie, ale nie o wszystkim mamy szansę się dowiedzieć. Z częścią opiekunów nie mamy kontaktu przez lata. Tylko w nielicznych sytuacjach dokładnie wiemy, co się dzieje i mamy stały kontakt z rodzicami pracującymi za granicą – przedstawia sytuację J. Raburska.
 
A takie problemy są rozwiązywane w Poznaniu? Uczeń z problemem, za zgodą rodziców, trafia do poradni psychologiczno-pedagogicznej na badania. Po diagnozie nauczyciele otrzymują opinię z dyspozycjami. Wszyscy uczący dziecko muszą się z nią zapoznać i przygotować indywidualny program. Przy tym rodzice również mają precyzyjną informację o zaleceniach specjalistów, muszą też wyrazić zgodę na zajęcia wyrównawcze i korekcyjno-kompensacyjne. – Te dzieci, w przeciwieństwie do pozostałych, świetnie wiedzą jakie mają możliwości – są dokładnie prześwietlone i poświęca się im znacznie więcej uwagi niż innym – podkreśla Mariola Jasiak. A Elżbieta Duszyńska dodaje, że część rodziców dzieci skierowanych na badania i nie bardzo chce ujawnić wyniki w szkole. Wtedy do roboty włączają się panie pedagog. Tłumaczą, że deficyty dziecka to żadna ujma, że to zupełnie naturalne – nie wszystkie dzieci muszą być dobre we wszystkim. Stąd nawet uczniowie z upośledzeniami całkiem nieźle funkcjonują wśród rówieśników. Specjalnie dla nich szkoła opracowuje programy. Co ciekawe, większość dzieci nie wie, że są inne sprawdziany dla uczniów z deficytami. Zarazem koledzy i koleżanki z klasy zdają sobie sprawę, że dzieci z ograniczeniami nie podołają zadaniom im stawianym. Przez to, ale też dzięki wielu i innym działaniom (wolontariat wewnętrzny – wielu uczniów bardzo dobrych pomaga słabszym) młodzież w „34” jest tolerancyjna. To dotyczy ograniczeń intelektualnych, ale i koloru skóry czy wyznania.
 
Nowoczesna obserwacja 
W „13” działa dziennik elektroniczny. Każdy rodzic może wejść na stronę i w kilka minut zorientować się jak wygląda sytuacja dziecka – oceny z poszczególnych przedmiotów, obecności i spóźnienia. W ten sam sposób może kontaktować się z wychowawcą i przedmiotowcami. Prowadzący szkołę podkreślają, że są rodzice, którzy to narzędzie wykorzystują codziennie, ale i tacy, którzy przez cały rok ani razu się nie zalogowali na stronie. To samo dotyczy frekwencji na wywiadówkach. W poznańskiej podstawówce też zapytaliśmy o wirtualny dziennik. Okazuje się, że jeszcze go nie mają. Dyrekcja przyznaje, że bardzo tego brakuje. – Pracowałam w wielu placówkach gdzie od dawna już funkcjonuje – to supersprawa. Ale wcześniej musimy przejść cały proces wdrażania. Nie wyobrażam sobie, aby nauczyciel musiał czekać w kolejce, aby wklepać swoje dane. Najpierw w każdej sali musimy mieć komputer i internet – zaznaczyła dyrektor Książkowska.
 
W „13” zapytaliśmy też czy szkoła obserwuje wyniki swoich absolwentów na wyższych poziomach? Chodzi o informacji, które mogą przydać się do korekt i weryfikacji nauczania.      
Na poziomie szkoły podstawowej nie może być z tym problemu, bo uczniom aż do ukończenia gimnazjum przygląda się ta sama kadra pedagogiczna. Gorzej jest ze szkołami ponadgimnazjalnymi. – Szczerze mówiąc, nasi partnerzy w liceach czy technikach nie przywiązują do tego wagi – zdradza dyrektor Wierzbicki. Dodaje, że obserwacji nie sprzyja też ustawa o ochronie danych osobowych. Za to danymi o deficytach nauczyciele wymieniają się na szkoleniach w Wojewódzkim Ośrodku Metodycznym. Prowadzący kursy wskazują elementy wymagające dopracowania w danej podstawówce czy gimnazjum. Nieocenioną platformą tego typu  informacji są też konkursy w liceach czy technikach. – Nasi uczniowie w wielu z nich uczestniczą. Tam mają możliwość spotkania i rozmowy z innymi gimnazjalistami i, co nie bez znaczenia, w nowych dla nich warunkach szkoły średniej. Mają też kontakt z nauczycielami. To dobre pole do zorientowania się gdzie uczeń ma braki, a z czym nie ma już kłopotów – zwraca uwagę wicedyrektor Raburska. A losu absolwentów w Poznaniu? Przez pewien czas obserwacja należała do pedagogów – prowadzili bank informacji o byłych uczniach. Na przeszkodzie stanęła ochrona danych. Z kolei gimnazja nie przekazują żadnych danych dotyczących wyników w nauce i ewentualnych deficytów młodzieży wywodzącej się z „34”.
 
Nauczyciel lubi zachęty, ale bywają różne    
Za dobrą robotę dodatki motywacyjne – T. Werzbicki nie ukrywa, że to potężna broń w rękach dyrektora. Kwota niebagatelna, na kwartał 40 tys. zł do podziału na cały zespół – stała suma nie podlegająca cięciom. Gdy w szkole jest dodatkowe zadanie, jest też fundusz zabezpieczający satysfakcję finansową. Wyróżniający nauczyciel może spodziewać się nawet 2,5 tys. zł cztery razy w roku. Autentyczni liderzy – nauczyciele, którzy osiągają zdecydowanie lepsze wyniki i podejmują dodatkowe działania są wskazywani na kolegium dyrektora ze związkami zawodowymi i nagradzani. Dyrektor przyznaje, że podział dodatków motywacyjnych wzbudza kontrowersje w gronie nauczycielskim. Ale na przestrzeni lat tylko dwie osoby otwarcie zgłosiły zastrzeżenia – zwróciły się z pytaniem: dlaczego nie dostały dodatków? Reakcja T. Wierzbickiego jest zawsze ta sama, mówi: „wystarczy zaangażowanie i wyniki, wtedy z satysfakcją przyznam dodatek”. Ale to nie jedyna forma nagradzania w „13”. Gratyfikację finansową otrzymują wszyscy nauczyciele, którzy przygotują laureata konkursów przedmiotowych, także mistrzów sportu na poziomie województwa czy zwycięzców w zawodach ogólnopolskich. Są też pedagodzy wskazywani przez dyrektora do nagród prezydenta miasta czy ministerialnych. 
 
Jak policzyć sukces? 
Prowadzący gorzowską podstawówkę mają świadomość, że każda decyzja o nagrodzie ma w sobie margines uznaniowości. – Dwaj nauczyciele poświęcą godzinę – pierwszy osiągnie sukces, drugi tylko przepracuje. Na tym polega różnica i stąd jeden ma gratyfikację a drugi nie – tłumaczy obrazowo T. Wierzbicki. Z takimi sytuacjami ma ciągle do czynienia w nauczaniu wczesnoszkolnym gdzie wszystkiego nie da się przełożyć na liczby. – Okres 1-3 jest kluczowy – albo się ukształtuje ucznia, który będzie szedł prostą drogą do sukcesu albo ponosi się porażkę, której nie możemy zrozumieć i której konsekwencje są dramatyczne – dodaje dyrektor. Reasumując, zgodnie z zapewnieniem kierownictwa „13”, nauczyciel-pasjonat zawsze znajdzie czas dla każdego ucznia i za to będzie sowicie nagrodzony, problem w tym, że autentycznych pasjonatów nie jest aż tak wielu. 
 
Dowód? Gdy wprowadzono rygor awansu zawodowego, niemal wszyscy „belfrowie” aż kipieli energią, przez trzy lata byli nieprawdopodobnie aktywni, twórczy. Zapału wystarczyło do uzyskania tytułu nauczyciela dyplomowanego, potem z wielu „zeszło powietrze” – pomyśleli: wystarczy. Tymczasem T. Wierzbicki nie ma wątpliwości, że szkoła to miejsce gdzie bez pasji nie ma sukcesu. – Nie ma co czarować, w 140-osobowym zespole tylko część to autentyczni pedagodzy – zaznacza. Bez trudu ich identyfikuje, tak jak z łatwością rozpoznaje tych bez nauczycielskiej żyłki. – Tylko przemykają przez szkołę – śmiejemy się w gronie doświadczonych, że gdyby tylko mogli wtopić się w lamperię to od razu by to zrobili, byle nie trafić na sytuację, gdzie trzeba się rzeczywiście zaangażować – zdradza dyrektor. Co może poradzić? Nic. Tak działa karta nauczyciela – chroni wszystkich, i dobrych, i przeciętnych.      
 
Jak rozpoznać nauczyciela przez duże „N”?
Różnice w jakości pracy najlepiej widać gdy nauczyciel próbuje odkryć pasje swoich uczniów – ci, najczęściej krępują się mówić o szczególnych zainteresowaniach. Zdarzają się jednak sytuacje nietypowe. Jedną z nich przybliża nam wicedyrektor Jolanta Raburska. – 30-lecie szkoły, stwierdziliśmy, że to świetny pretekst do odkrycia talentów naszych uczniów. Właśnie wtedy wyszło, że wielu ma niesamowite pasje. Zaskoczyli, wręcz zauroczyli nas tym, co zajmuje ich poza szkołą. Co ważne, w szczególnej sytuacji chcą nam o tym opowiedzieć – podkreśla. Właśnie przy tej okazji ujawnili się tancerze, teraz na dużych przerwach prowadzą pokazy, przyłączają się do nich inni. Z kolei dyrektor Wierzbicki z uznaniem mówi o młodych autorach wierszy. Przyznaje, że wiele czasu spędził nad ich poezją i – jak zapewnia – nie był to czas stracony. Dowiedział się, co gra w duszy jego uczniów. Jest zaszokowany przekazem, dojrzałością pisania. A wszystko to wobec faktu, że talenty, szczególnie przedmiotowe, nie są wcale łatwe do ujawnienia. Bo choć są testy diagnozujące, dzieci nie zawsze się na nie otwierają – kluczem do sukcesu jest zaufanie między uczniem a nauczycielem. W ocenie dyrekcji „13” odkrywanie talentów, które wychodzą poza zwyczajne szkolne zajęcia to jedna z najtrudniejszych roli nauczyciela. 
 
W „13” wiedzą też, którzy nauczyciele gorzej sobie radzą z całymi klasami – wtedy dyrekcja jak ognia unika przekazywania wychowawstwa. – W ankietach prosimy pracowników, aby wypowiedzieli się na temat swoich słaby stron. I paradoks. Ci z największymi kłopotami są z siebie najbardziej zadowoleni. Z kolei dobrzy pedagodzy nie mają problemu z rzetelną samooceną – zauważa T. Wierzbicki. Przykład? Może nim być trudny zespół klasowy. Statystycznie uczy go 12-14 nauczycieli. Bywa, że całe grono pedagogiczne ma spotkanie, bo są kłopoty. Okazuję się, że 6, 7 nauczycieli ni stąd ni zowąd mówi, że nie ma najmniejszych zgrzytów. Pozostali zaskoczeni twierdzą, że z grupą nie da się pracować. – Co ja na to? Mówię, zmieńcie metody. Zacznijcie się zastanawiać, co jest nie tak. Być może błąd jest po waszej stronie – zdradza dyrektor „13”.
 
Poznań zapewnia: pieniądze ważne, ale nie najważniejsze   
Jak w Gorzowie tak i w Poznaniu obowiązuje dodatek motywacyjny czy nagrody dyrektora, ale nie są aż tak ważnym instrumentem nagradzania nauczycieli. Dlaczego? W szkole pracuje duża grupa „belfrów” z dużym doświadczeniem. Od lat są wdrożeni do intensywnej, dobrej pracy – nie potrzebują specjalnych zachęt. Po prostu swoje zadania chcą wykonać na najwyższym poziomie. Genezę zjawiska przedstawiła nam Elżbieta Duszyńska. – Krótko po otwarciu szkoły, w 1988 roku, dyrektorem szkoły została poetka, literatka, wspaniały człowiek i wielki przyjaciel młodzieży – pani Emilia Waśniowska. Zmarła w 2005 roku. Była autentycznym sternikiem placówki. Potrafiła zmotywować nas do pracy bez nakazu – jesteśmy jej wychowankami. Wielu nauczycieli wtedy zaczynało pracę i do dziś uczy w szkole. Dla nas praca to przyjemność. Bez względu czy noc czy dzień zawsze byliśmy gotowi do pracy – organizowaliśmy festyny, wystawy, spotkania z ciekawymi ludźmi – opowiada pani wicedyrektor. Ten entuzjazm został w kadrze do dziś. Zespół stara się utrzymać poziom zaangażowania i przekazuje go młodszym nauczycielom. Stąd w całym Poznaniu i okolicy nie ma ośrodka kultury, z którym szkoła by ściśle nie współpracowała. Dzieci wychowywane są w duchu zrozumienia dla kultury. 
 
Przy tym panie wicedyrektor zgodnie zapewniają, że w ich „34” od lat udaje się utrzymać wspaniałą atmosferę – przekonują o tym nauczyciele, którzy odeszli z placówki. To co wyróżnia podstawówkę na os. Bolesława Śmiałego to atmosfera wzajemnej współpracy – pomoc między nauczycielami nikogo tu nie dziwi. Z kolei w innych szkołach różnie z tym bywa. – Nie da się u nas robić rzeczy po łepkach. Obowiązuje samodyscyplina, a młodzi szybko dostosowują się do szkolnych wyśrubowanych  wymagań. A gdy nie dają rady, sami odchodzą – zdradza Mariola Jasiak.
 
Edukacja? Do zmiany 
W gorzowskiej podstawówce nikt nie ma wątpliwości, że każdy rodzić powinien mieć rzetelną wiedzę na temat potencjału intelektualnego swojego dziecka. Tylko tak można uniknąć frustracji ucznia i sytuacji konfliktowych rodzic – nauczyciel. Problem w tym, jak to badać i czy bada się ucznia? T. Wierzbicki podkreśla, że nie jest to proste. – Przekazanie negatywnej prawdy o dziecku, bywa dla rodzica bolesne – przyznaje. Jest tak gdy oczekiwania dorosłych są ponad stan. W „13” jest wiele takich przypadków, a grono pedagogiczne przy każdym z nich ma duży dylemat. W ocenie dyrektora to systemowy problem oświaty, ale też kwestia rozwoju społecznego i cywilizacyjnego.  
 
Przykładem dobrze obrazującym sytuację są dzieci z wyraźnym deficytem intelektualnym czy upośledzone umysłowo – w zespole rówieśniczym nie są w stanie swobodnie funkcjonować.  Dyrekcja rozmawia z rodzicami, podpowiada, że ze względu na dobro dziecka warto pomyśleć o szkole specjalnej. – Tłumaczymy, że to żadna krzywda, bo uczeń wśród równych sobie będzie osiągać sukcesy – przedstawia sytuację Jolanta Raburska. Ale rzadko kiedy dorośli przyjmują takie argumenty. Powód? Wstyd przed otoczeniem – dla wielu bariera nie do przeskoczenia. Stąd bywa, że rodzic miesiącami zwleka z pójściem z dzieckiem na badania. I to nawet wtedy gdy ma świadomość, że chodzi o rzetelny wynik i realną ocenę możliwości ucznia. – Biorąc wszystko pod uwagę, zdarza się, że nie mam odwagi przekazać rodzicom wszystkiego co myślę o nich i o ich dziecku – przyznaje dyrektor Wierzbicki. 
 
W poznańskiej podstawówce też zapytaliśmy o indywidualizację nauczania. Odpowiedź zdecydowana: nie da się uczyć inaczej w szkole z takim rozrzutem możliwości intelektualnych uczniów. Bez diagnozy i indywidualnego podejścia do dzieci proces nauczania byłby niemożliwy. Dowód? Bogata oferta zajęć pozalekcyjnych (ponad 60!). Są koła dla dzieci uzdolnionych – gitarowe, językowe, matematyczne, sympatyków książki, wokalne i dziesiątki innych. Ponadto na początku każdego roku dzieci mają prawo same wskazać jakie zajęcia chciałyby mieć – w miarę możliwości szkoła takie koła przygotowuje. Nie da się też wyliczyć wszystkich konkursów szkolnych gdzie dzieci mogą sprawdzić swoją wiedzę, zdolności. Z kolei uczniowie z diagnozami o deficytach mają masę zajęć wspomagających, do tego nauczyciele prowadzą indywidualne zajęcia dodatkowe, wyrównawcze i lekcje kompensacyjne wspomagające w trudnościach z jakimś przedmiotem. Indywidualizacja jest też realizowana w ramach lekcji. – Jako matematyk nie mogę wszystkim uczniom dawać identycznych zadań. Dla dzieci zdolnych przygotowuję coś specjalnego, z kolei dla słabszych jest inny zestaw zadań. Zarazem wspomagam je w bieżącej nauce – zaznacza Elżbieta Duszyńska. 
 
W „13” w Gorzowie mówiąc o indywidualizacji nauczania, podkreślają wagę relacji uczeń-nauczyciel. Według kierownictwa to zupełnie nowe wyzwanie i pole do zagospodarowania przed oświatą. – Jeżeli nie zmienimy sposobu rozmowy z uczniem, stylu kształcenia i stawiania wymagań to nie osiągniemy sukcesu, w najlepszym wypadku będziemy stać w miejscu – zauważa dyrektor Wierzbicki. Stąd od trzech lat grono pedagogiczne „13” zaangażowało się w program „Szkoła ucząca się” – wymaga od nauczyciela zdecydowanie większej pracy i zindywidualizowanego podejścia do ucznia, ale warto. Dziecko dzięki nowemu modelowi nauczania faktycznie jest zdiagnozowane i stymulowane – ma bieżące informacje zwrotne o swoich możliwościach i niezbędnych korektach. Przykład? Konkretne dziecko wie, że dziś jeszcze nie potrafi napisać listu, ale ma od nauczyciela takie wskazówki i ćwiczenia, dzięki którym w określonym czasie taką umiejętność zdobędzie. – Indywidualna, codzienna praca z uczniem to podstawa – u nas nikt nie ma wątpliwości, że tylko takie podejścia może dać sukces pedagogiczny – podsumowuje wicedyrektor Jolanta Raburska.
 
------
Sprawdzian szóstoklasistów (średnie wyniki na 40 możliwych punktów)   
Poznań: 2012 – 27,30; 2013 – 28,53; 2014 – 29,65
Gorzów: 2012 –23,09; 2013 – 26,42; 2014 – 25,23
 
Liczba uczniów (rok szkolny 2014/2015)
Poznań: 898
Gorzów: 1260
 
Liczba uczniów z rejonu uczęszczająca do innych szkół 
Poznań: 391 (za granicą 32)
Gorzów: 523 (za granicą 46)
 
Liczba uczniów (kl. 4-6) ze średnią 4,75 i więcej (za 2014)
Poznań: 182 (51 procent)
Gorzów: 217 (52 procent)
 
Liczba nauczycieli
Poznań: 78
Gorzów: 83
 
Roczne budżety szkół  
Poznań: 6,5 mln zł  
Gorzów: około 10 mln zł 

Komentarze:

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x