przejdź do treści strony kontakt
strona główna 501 936 975 menu wyszukiwarka

Czas na marszałek Polak. Do roboty, bo szkoda czasu i pieniędzy!

Z MIASTA

Robert Bagiński
2016-12-24 05:52
54412

(fot. Adam Oziewicz)

Nie widzę siebie w roli pasterza, który krzyczy: „Wilki, wilki”, choć w rzeczywistości jeszcze ich nie ma, a gdy przyjdą naprawdę, już nikt nie będzie słuchał. Sytuacja jest jednak poważna, a postawa Urzędu Marszałkowskiego niejednoznaczna, a według piszących do marszałek przedsiębiorców – nawet podejrzana.

Udało się marszałek Elżbiecie Polak skonstruować Lubuski Regionalny Program Operacyjny, którym bez kompleksów można się chwalić na zewnątrz, gdyż implikuje w sobie strategiczne wizje, aspiracje i dalekosiężne plany dla miast: od Gorzowa, przez Międzyrzecz, Świebodzin, Nową Sól, Gubin i Słubice, a na Zielonej Górze kończąc. Coś jednak nie idzie jak trzeba, a lubuscy przedsiębiorcy mają powody do niepokoju. „Mamy pewne opóźnienia. Myślę jednak, że to koło zamachowe ruszy, bo mamy dużo więcej środków finansowych w tej perspektywie” – mówiła marszałek Polak kilka dni temu we Wrocławiu podczas konferencji „Poszerzamy Perspektywę”, podkreślając tym samym, iż Lubuskie: „ma kasę, ma plan, ma wizje i wie, jak to robić”. 
 
Okazuje się, że nie do końca. Przez cały czas trwania konkursu „Osi Priorytetowej 1 – Gospodarka i Innowacje, Działanie 1.5 Rozwój sektora MŚP” marszałek Polak publicznie podkreślała, że środki dla przedsiębiorców zostaną zwiększone, ale dopiero po uzyskaniu ich oceny merytorycznej. Kiedy więc 237 wniosków przeszło ocenę formalną, a 138 z nich uzyskało pozytywny wynik oceny merytorycznej, zarząd województwa arbitralnie podjął decyzję, że w ramach dostępnej alokacji dofinansuje jedynie 26 projektów na ogólna kwotę 71 milionów złotych, reszcie obiecując nowe konkursy. To kropla w jeziorze potrzeb i morzu marszałkowskich możliwości, które nie wiedzieć dlaczego – zamieniły się w wysychające „Morze Martwe”, wykopując pomiędzy Urzędem Marszałkowskim, a lubuskimi przedsiębiorcami prawdziwy „Rów Mariański”.
 
Deklaracje bez pokrycia i troska bez emocji oraz zrozumienia, wbiły nóż w plecy zrozumieniu biznesu, otwierając drzwi na oścież i rozkładając czerwony dywan na przyszłość dla tych, którzy na to rozdanie się nie załapali. Wszystko bowiem wskazuje na to, że marszałek województwa słusznie ponaglała samorządy Gorzowa i Zielonej Góry, by bardziej dynamicznie aplikowały po unijne dotacje w ramach Zintegrowanych Inwestycji Terytorialnych, ale nie mając bata nad sobą, w umożliwianiu pozyskania środków przez biznes, ślimaczy się bardziej niż premier Szydło z publikacją trybunalskich wyroków
 
Dziwne, bo przygotowana na wtorkowe posiedzenia zarządu województwa przez marszałkowski Wydział Kontraktacji i Inwestycji Gospodarczych uchwała, zawierała propozycję dofinansowania 61 projektów, spośród 137 pozytywnie ocenionych, ale ostatecznie zarząd podjął decyzję o dofinansowaniu tylko 26 – wśród nich tym z Gorzowa, Skwierzyny i Jenina. Ta sytuacja nijak wpisuje się w niepewną sytuację polityczną w Polsce i Unii Europejskiej w kontekście perspektywy 2013-2020 oraz przeczy dotychczasowej retoryce marszałek Polak. Pojawiły się konkretne i bardzo niebezpieczne podejrzenia, że nie udzielenie dotacji pozytywnie ocenionym projektom i umożliwienie im ponownego startu w nowym konkursie, to „puszczenie oka” do wnioskodawców – a bardziej do tych, którzy dla nich przygotowywali dokumentację – których wnioski zostały ocenione negatywnie. Ta sytuacja musi zostać wyjaśniona, bo wszyscy biorący w procedurze udział, nie wyłączając z tego dyrektora Marka Kamińskiego, muszą być jak „żona Cezara” – poza wszelkimi podejrzeniami.
 
Wśród pokrzywdzonych, choć pozytywnie zaopiniowanych wniosków, było kilkadziesiąt innowacyjnych perełek. Na przykład przedsiębiorca i były olimpijczyk z Gorzowa, który zajmuje się produkcją wioseł, których używają kajakarze na całym świecie. Jego innowacyjny projekt pozwoliłby, jako jedynemu na świecie, produkować wiosła i kajak według jego autorskiego pomysłu, czego na dziś nie czyni na świecie jeszcze nikt.
„Mamy nadzieję, że uruchomienie kolejnych konkursów, pozwoli przedsiębiorcom na przygotowanie jeszcze lepszych wniosków, realizacja których pozytywnie wpłynie na rozwój regionu” – komentuje sytuację członek zarządu województwa Alicja Makarska, a północni przedstawiciele subregionu gorzowskiego w  Urzędzie Marszałkowskim Tadeusz Jędrzejczak i Romuald Gawlik, nabierają wody w usta, nie chcąc wchodzić w spięcie z marszałek Polak. Problem w tym, że nowe konkursy dla już pozytywnie ocenionych wniosków, to nie tylko strata czasu, ale również potężne ostrza. Każdy wniosek opiniowany jest przez 3-4 ekspertów, którzy otrzymują za to 300 złotych. Łatwo policzyć, że 122 już ocenione pozytywnie wnioski, to 150 tysięcy złotych wyrzucone w błoto.
 
Świadome opóźnianie wydatkowania środków pomocowych wydaje się być „hamulcem”, który może lubuski pociąg nie tylko zatrzymać, co skierować go na boczny tor. Nie można straszyć prezydenta Gorzowa, że zły PiS-owski rząd zabierze pieniądze na „Plan Morawieckiego” lub Unia Europejska zredukuje budżet – co uszczupli środki na programy regionalne – a samemu postępować tak, jakby taka wizja nie mogła i nie miała się nigdy nie spełnić. Tu zarząd województwa zachowuje się jak Vincent van Gogh po absyncie: mętne widzenie, brak wizji i chaotyczne ruchy. Oby wszystko nie było ceną za głosy, a dokładnie za utrzymanie sejmikowej koalicji, bo platformerskie rekiny dotacji tym razem się nie popisały.
 
ROBERT BAGIŃSKI
Bloger, były polityk i kandydat na prezydenta Gorzowa

Komentarze:

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x