Życie... w sądzie. Szpital decyduje, nie położna
Z MIASTA
2017-01-31 19:34
57860

Gorzowski sąd pracy oddalił powództwo Barbary Rosołowskiej – położna domagała się uznania stosunku pracy czyli zatrudnienia na etat w szpitalu. Proces trwał niemal rok, dziś zapadł wyrok. Pełnomocnik pani Barbary już zapowiedział odwołanie do sądu okręgowego.
Sytuację pani Barbary opisaliśmy na portalu jeszcze zanim pozew trafił do sądu – w czerwcu 2015 roku. Po kilku miesiącach, w lutym 2016 roku sprawa była już na wokandzie. Proces trwał niemal rok, było osiem rozpraw – zeznawały koleżanki z pracy położnej, zarówno te na etacie, jak i na kontrakcie, także pielęgniarka oddziałowa i kierownik do spraw pielęgniarstwa w gorzowskim szpitalu, nawet szef Solidarności w lecznicy.
Przypomnijmy, Barbara Rosołowska jest na kontrakcie w szpitalu przy Dekerta, pracuje na oddziale pediatrycznym – domaga się od lecznicy zmiany formy zatrudnienia, tzn. umowy o pracę. Argumentuje, że zakres obowiązków ma ten sam, a prawa pracownicze znacznie mniejsze niż koleżanki na etacie. Dwukrotnie składała podanie o umowę o pracę do zarządu szpitala, ale za każdym razem było odrzucane.
W sądzie pracy dziś zapadł wyrok: sędzia oddaliła powództwo – nie przyjęła argumentacji położnej i jej pełnomocnika prezentowanej w procesie. Oto kluczowy fragment uzasadnienia:
W analizowanym stosunku prawnym występowały tylko niektóre z cech stosunku pracy: dokładne określenie miejsca, godzin rozpoczęcia i zakończenia realizacji powierzonych zadań oraz pewien zakres podporządkowania. Jednak elementy te, występując bez pozostałych, nie mogły mieć decydującego znaczenia. Ponieważ również w umowach cywilnoprawnych może być wskazane miejsce, jak i godziny realizacji zadań, także pewne cechy kierownictwa i podporządkowania.
Z zebranego materiału wynika, że powódka nie miała obowiązku osobistego świadczenia pracy bez chociażby potencjalnej możliwości zastąpienia inną osobą. Nie występowało w łączącym strony stosunku prawnym również obciążenie zatrudniającego ryzykiem prowadzenia zakładu pracy – nie występowały zatem elementy, które mają charakter konstrukcyjny dla istnienia stosunku pracy.
W tym kontekście nie jest również wystarczający argument powódki, że jej praca nie różniła się istotnie od pracy innych położnych zatrudnianych przez szpital na podstawie umowy o pracę. Samo potwierdzenie w rozumieniu potocznym a nie prawnym, że położna wykonywała taką samą pracę jak przesłuchani w sprawie świadkowie, nie oznacza wcale, że wykonywała ją na takich samych zasadach, przy tożsamym statusie, jak osoby zatrudnione na podstawie stosunku pracy, skoro zebrany w sprawie materiał dowodowy wyraźnie temu przeczy.
Sędzia zaznaczyła na koniec, w odczytywanym uzasadnieniu wyroku, że położna przez lata akceptowała kolejne umowy zawierane ze szpitalem.
Barbara Rosołowska po wyjściu z sali rozpraw nie kryła rozczarowania, zdecydowanie stwierdziła, że to wyrok niekorzystny nie tylko dla niej, ale też wszystkich koleżanek zmuszanych do pracy na kontrakcie w szpitalu. – Wyrok jest niesprawiedliwy, utrzymuje w świetle prawa dyskryminację pracowników zatrudnianych na umowę cywilną-prawną – stwierdziła położna.
W opinii Grzegorza Lenarta, radcy prawnego reprezentującego Barbarę Rosołowską wyrok jest krzywdzący. Zapowiedział zaskarżenie go do wyższej instancji. Ocenia, że nie wszystkie dowody przedstawione w procesie sąd wziął pod uwagę. – Argumenty, okoliczności przez nas przedstawiane dawały możliwość uznania naszych racji. Sędzia wydała wyrok zgodny z prawem, ale wbrew duchowi prawa zawartemu w przepisach sformułowanych przez ustawodawcę. Sędzia miała prawo do takiego orzeczenia, ale my mamy też prawo z nim się nie zgadzać i będziemy je kwestionować – podsumował mecenas Grzegorz Lenart.
Komentarze: