przejdź do treści strony kontakt
strona główna 501 936 975 menu wyszukiwarka

Bachalski: integracja aż do bólu

Z MIASTA

Jacek Bachalski
2017-09-06 22:41
50066

(fot./źródło: facebook)

– Wkurza mnie unijna biurokracja z polityką pomocową obwarowaną stertą dokumentów i masą bzdurnych przepisów... Nie mam jednak złudzeń: Unia? Tak! Jaka? Inna – sprawiedliwsza, zdecydowana i skuteczniejsza w podejmowaniu trudnych decyzji – pisze w zapowiedzi wrześniowej debaty Jacek Bachalski.

Od sierpnia redakcja gorzow24.pl zapowiada i szykuje batalię. Kto za? Kto przeciw integracji z Unią Europejską? Po dwóch stronach politycy o skrystalizowanych poglądach – dojrzały Jacek Bachalski kontra ambitny Robert Anacki. Za nimi zwolennicy, ale i przeciwnicy Unii. Zapowiada się konfrontacja jakiej miasto dawno nie widziało.   
 
Biblioteka Herberta, sala 110, 21 września (czwartek), 17.00 – spotkanie tych, co wyraźnie widzą wspólnotową, europejską drogę dla Polski. Ale to tylko część grupy – równie serdecznie zapraszamy przeciwników integracji. Na debacie nie może zabraknąć argumentów obu stron. Przypominamy, spotkanie ma charakter otwarty, każdy może przyjść, ale szczególnie zachęcamy do dyskusji młodzież. Pokaz poglądów będzie relacjonowany na portalu gorzow24.pl.
 
Jeszcze przed starciem racji teksty obu adwersarzy. Na początek Jacek Bachalski – pierwszy budowniczy PO w mieście oraz regionie, ex poseł, ex senator RP. Choć dziś już krytyk Platformy to ciągle entuzjastyczny zwolennik silnej wspólnoty europejskiej... Teraz też pełnomocnik do budowy struktur Unii Europejskich Demokratów w Lubuskiem i Wielkopolsce. Za kilka dni opinia Roberta Anackiego – wiceprezesa partii Wolność, nie ukrywa swojego eurosceptycyzmu. 
 
Tekst/zapowiedź Jacka Bachalskiego: 
Europa nie chciała powtórki dramatu dwóch wojen – bezpieczeństwo miała zapewnić wspólna gospodarka. Powstała struktura międzypaństwowa, jej celem było wykluczenie zagrożenia konfliktem zbrojnym i stworzenie przeciwwagi dla ZSRR i krajów strefy wpływów kremla. Na zachodzie chodziło też o pogłębienie współpracy i stworzenie jednolitej listy interesów europejskich, co dałoby wzmocnienie pozycji gospodarczej i politycznej na arenie światowej, w konkurencji z USA, Chinami czy ZSRR. 
 
Teraz UE to silna reprezentacja interesów Francji i Niemiec, przerost unijnej biurokracji oraz dominacja polityczna Niemiec – krytycy twierdzą, że nie tak to miało wyglądać...  Dla tych trendów trzeba znaleźć nowe rozwiązania. Jakie?   
 
Dominacja Niemiec będzie zawsze – na to Unia nie ma wpływu, bo to kluczowa gospodarka regionu. Z tym warto się pogodzić, co więcej, warto to wykorzystać. We wspólnocie europejskiej decyzje zapadają demokratycznie, z kolei bez Unii relacje bilateralne między Niemcami a każdym innym krajem będą nacechowane jeszcze większą dominacją tej pierwszej. Zatem z punktu widzenia Polski – kraju mniejszego pod względem demograficznym, obszaru i siły gospodarki – im więcej będziemy mieli głosów własnych i sprzymierzonych, przesądzających o relacjach wewnątrz Unii, tym dominacja Niemiec będzie mniejsza.
 
Przyznaję, Niemcy narzucali, narzucają i będą narzucać swoje warunki gry, ale tylko Unia gwarantuje równowagę we wszelkiego rodzaju negocjacjach z naszym sąsiadem zza Odry. Bez wspólnego europejskiego organizmu najsilniejsze państwa jeszcze bardziej opanują kontynent. Przy tym realizacja interesów demokratycznych Niemiec i Francji – współpracujących z Polską to również zabezpieczenie naszych interesów. Najwięksi europejscy gracze zyskują rynki zbytu, stabilizację gospodarczą, bo przez Unię mają przegląd i wpływ na gospodarkę całego regionu, także nowych członków UE, ale my, mniejsi w zamian otrzymujemy bezpieczeństwo i szanse na zrównoważony rozwój. Zatem odpowiada mi pozycja bogatego Polaka przy sytym Niemcu.
 
Przypominam, co jeszcze daje nam członkostwo w Unii, bo o tym część polityków – nie tylko polskich, ale też europejskich – już zapomniało. Mamy podstawowe bezpieczeństwo egzystencjalne. Co to znaczy? Tak naprawdę tylko w Unii są szanowane podstawowe reguły demokracji i praworządności – są przecież koniecznym warunkiem bycia członkiem UE – a co, o zgrozo, rząd polski w ostatnich kilkunastu miesiącach ignoruje, bo próbuje realizować interes wąskiej grupy politycznej.       
        
W tzw. starej Unii, choć krytycy tego nie zauważają, mamy kraje spełniające standardy dotyczące praw człowieka, demokratycznego systemu politycznego i parlamentarnego czy otwartego rynku. Gdyby przyjrzeć się temu uważnie, wyraźnie widać, że mamy od kogo czerpać wzorce w wielu dziedzinach życia – od nauki, przez rozwiązania militarne, gospodarkę, aż po politykę zagraniczną. Jest jeszcze coś: nigdy, jako kraj spoza Unii, nie sprostalibyśmy warunkom politycznym i gospodarczym narzucanym przez Rosję. Mamy tego dowód w postaci dziesięcioleci PRL-u i tego, co aktualnie dzieje się na Ukrainie. Jestem przekonany, że bez Unii bylibyśmy narażeni na atak „zielonych ludzików” Putina w równym stopniu, co byłe republiki ZSRR prędzej czy później.      
 
Przyznaję, wkurza mnie unijna biurokracja – oferują pomoc obwarowaną stertą dokumentów, masą bzdurnych przepisów i naiwnością... Nie mam jednak złudzeń: Unia – tak. Jaka? Inna, mniej naiwna, bardziej zdecydowana, skuteczniejsza w podejmowaniu trudnych decyzji, mniej zbiurokratyzowana, otwarta zarazem krytyczna wobec globalnych, międzynarodowych korporacji i państw narodowych. Unia może sobie poradzić z wspomnianymi niedoskonałościami, społeczeństwa Europy w pojedynkę są bez szans.
 
O diagnozę słabości UE nietrudno: bankructwo Grecji, bezradność w sprawie uchodźców i terroryzmu, brak polityki imigracyjnej, nieuregulowane stosunki z Ameryką i Rosją, Brexit. To wszystko trzeba naprawiać. Jak? Odpowiedź brzmi: jeszcze bardziej intensywna europejska integracja na rzecz spójnych i wspólnych unijnych polityk. Wspólna armia, waluta, jedna polityka zagraniczna, jednolite prawo podatkowe i bankowe, razem rozwijany otwarty system edukacji – wspomniane elementy mają swoje zalążki, ale to o wiele za mało, aby organizacja UE była faktycznie silna. 
 
Reasumując: korzystamy z rozwiązań z Zachodu, ale wiele rzeczy w kraju pozostaje gorzej zorganizowanych niż choćby w Niemczech czy Francji. Gorzej dla obywatela! Na przykład funkcjonowanie sądów czy systemu leczenia. W Polsce tolerujemy jeszcze sporo patologii w tych obszarach. Szczególnie na styku przedsiębiorca – administracja i obywatel – państwo. 
 
Ale uwaga! Budowa silnego europejskiego państwa nie oznacza marginalizacji narodowych kultur. W Europie świetnie mogę się czuć jako Polak dobrze wyedukowany, mówiący i uczący się po polsku, czytający polskie książki, chodzący na polskie filmy, czerpiący szeroko z polskiej kultury. Dla Polaka w Europie powinna być ważna polska kultura a nie krajowa administracja, waluta, podatki, przepisy dotyczące polskich niskich standardów bezpieczeństwa czy też zagospodarowania przestrzennego itd. Tu jestem gotowy na skorzystanie z lepszych, już sprawdzonych, europejskich wzorców i praktyk. Dlaczego nie?
 
Jestem przekonany – wszyscy tracimy na tym, że są państwa, politycy, którzy nie czują wspomnianych korzyści i opóźniają procesy pogłębiania europejskiej integracji. Konsekwencją takiej sytuacji zapewne będzie tworzenie Europy kilku prędkości rozwojowych – nawet nie dwóch a trzech. 
 
A ja wolałbym, już wkrótce, głosować na partie pan-europejskie, nie narodowe, więcej – dla mnie integracja europejska to też powszechne, bezpośrednie wybory na prezydenta Europy... I nie widzę w tym zagrożenia dla polskości czy Polski jako suwerennego kraju. Chcę być europejczykiem pełną gębą, który rozumie, że bogata i bezpieczna, moja Europa to bezpieczna i bogata Polska.

Komentarze:

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x