Wierchowicz: kort, ludzie i... polskie oskarżenia
Z MIASTA
Jerzy Wierchowicz
2024-10-01 21:19
4084
Jestem zagorzałym kibicem tenisa, od ponad półwieku w tenisa grający, z nader skromnymi sukcesami w odległej przeszłości. Czuję się też znawcą, mam uprawnienia instruktora, a w przeszłości szkoliłem młodych adeptów (już nie) białego sportu.
Sądzę, że w przeszło stuletniej historii polskiego tenisa nie mieliśmy tak licznej, należącej do światowej czołówki grupy tenisistek i tenisistów. W przeszłości zdarzały się rodzynki, jak finalistka Wimbledonu 1936 – Jędrzejowska, przed drugą wojną światową czy później Skonecki, wreszcie Fibak. Ale nigdy nie było tak wiele tenisowych sukcesów. Oczywiście ten boom trwający od kilku lat zaczął się od Isi Radwańskiej, a później przyszła fala z Igą Świątek, dalej Magdalena Fręch, Maja Chwalińska, Magda Linnette czy nasze lubuskie: Martyna Kubka i młodziutka Dominika Podhajecka. Wśród mężczyzn też urodzaj, chociaż mniejszy, niedawne sukcesy Łukasza Kubota, obecnie Hubert Hurkacz w pierwszej dziesiątce świata. Jan Zieliński zwycięża w deblowym wielkim szlemie. Niedługo awans Kamila Majchrzaka, czy młodych Maxa Kaśnikowskiego i Tomasza Berkiety. Także nasz gorzowski Karol Drzewiecki. Co ważne, sukcesy w tenisie ważą o wiele więcej niż na przykład w żużlu czy skokach narciarskich, gdzie także osiągamy sukcesy.
Przy całym szacunku dla Bartka Zmarzlika, czy Kubackiego i Stocha, wartość promocyjna, reklamowa, propagandowa wygranej w tenisie jest nieporównywalna z sukcesami w takich niszowych sportach jak żużel czy skoki. Tenis to sport globalny, tamte raczej nie. Rodzi się pytanie: skąd właśnie w tenisie takie sukcesy? Zasługa to przede wszystkim rodziców zawodników. Ale też swoje zasługi ma Polski Związek Tenisowy. I chcę wspomnieć o pewnej sprawie, jak przy pomocy mediów można zniszczyć zasłużonego człowieka i na jego krzywdzie zrobić życiową karierę. Przedostatnim prezesem PZT był skromny działacz i trener z dalekiej od Warszawy – Zielonej Góry. Był prezesem w czasach partii PiS, która sportem się nie interesowała. Ale potrafił dojść do ich decydentów i załatwić istotne wsparcie finansowe na szkolenie zawodników, czy budowę tenisowej infrastruktury (piękny ośrodek w Kozerkach k/Warszawy). I na tej bazie rozwijały się polskie talenty, czego owoce dzisiaj zbiera Polska. Przykładowo, nagrody za mistrzostwo Polski kiedyś były symboliczne (parę tysięcy złotych), za prezesa Skrzypczyńskiego, bo to o niego chodzi, nagrodą za pierwsze miejsce w MP był Mercedes.
Gdy polscy zawodnicy, wspierani przez PZT z prezesem Skrzypczyńskim, zaczęli osiągać sukcesy tzw. warszawka zauważyła, że funkcja prezesa PZT może coś znaczyć. I przypadkiem, czy nie odezwała się publicznie nieznana nikomu posłanka zarzucając prezesowi molestowanie, które miało miejsce jej zdaniem ponad trzydzieści lat temu, gdy była początkującą zawodniczką, a prezes jej trenerem. Na czym to molestowanie polegało mówiła dość enigmatycznie, nie było mowy o zbliżeniu. Jako że słowa jej padły w szczycie kampanii „me too” zostały podchwycone przez prasę, radio i TV. Posłankę zapraszano wszędzie, łącznie z „Kropką nad i”, gdzie „obiektywna” red. Olejnik wraz z posłanką niemal zmasakrowały prezesa, jego samego przy tym nie było. Oczywiście nikt nie interesował się tym, co ma do powiedzenia obwiniany o te niecności. Później rozszerzono „oskarżenie” o przemoc w rodzinie, mimo że zdecydowanie zaprzeczała temu żona prezesa. On sam bronił się, odwołując się do sądu gdzie sprawy utknęły na długie lata, co nie dziwi znając stan wymiaru sprawiedliwości. W międzyczasie posłanka z nieznanej stała się znana, a nawet w rządzie premiera Tuska objęła tekę ministry d/s równości, czyli od niczego. O równości mówi Konstytucja, ministra nie jest tu do niczego potrzebna. A co z prezesem? Został szybko odwołany przez Zarząd PZT, mimo że nikt, ani żaden sąd, nie stwierdził, iż zrobił coś złego. Wrócił do Zielonej Góry i dzisiaj organizuje lokalne „Dni tenisa”, czekając na sprawiedliwość. Ale kogo to obchodzi, jak było naprawdę, a posłanka zapewne dawno zapomniała, na czym zbudowała swój życiowy sukces. Szczęście, że nikt nie zabierze tenisowych zasług prezesowi Skrzypczyńskiemu.
Komentarze: