Bachalski: Kadencyjność a prezydentura!

Tak mam prawo uważać, bo myślę, że prezydent zrobiłby wszystko, żeby nie zostawić miasta w rozkopach innemu włodarzowi grodu. Ja bym tak postąpił! A tak, będąc głaskanym przez współpracowników, radnych i interesariuszy oraz licząc na pewny sukces w nadchodzących, kolejnych wyborach – przypomnę, że to może być jego trzecia ostatnia kadencja – nie śpieszy mu się. Nie ma zatem nad sobą moralnej gilotyny.  Uważam tak, bo czuję, że jako ambitny człowiek – tak właśnie by pokierował sprawami miasta na koniec swojego „panowania”. 

 

Niestety jest tak, że Pan Jacek Wójcicki i jego odpowiedzialni za inwestycje urzędnicy „na luziku” odkładali na później ważne miejskie decyzje, żeby mieć jak najdłużej robotę dla zaufanych i dla siebie. Gorzej, gdyby te opóźnienia wynikały z nieporadności zawodowej, oczywiście. 

 

Dodatkowo, praktyczne wyłączanie z życia gospodarczego miejskich, głównych ulic na długi okres jest śmiercią dla lokalnego biznesu z sąsiedztwa. Dla spokoju swojej duszy nie będę tego wątku dalej rozwijał i opisywał. Wspominam jednak o tym przy temacie kadencyjności, bo chcę Was przekonać, że wiele społecznych problemów byłoby rozwiązanych dzięki tej zasadzie. 

 

Zasada kadencyjności jednak nie dotyka jeszcze radnych, co oznacza, że możemy znaleźć wieloletnich polityków w radzie miasta, którym energia dawno uszła i potrafią ją wykrzesać tylko przed wyborami. Tutaj musimy sami sobie wprowadzić, podczas wyborów, zasadę ograniczonej liczby lat na jednej funkcji, bo inaczej nie skorzystamy z kreatywności i nowoczesności za sprawą nowych kandydatów, jakich potrzebujemy w Gorzowie niczym ryba wody.  

Komentarze: