przejdź do treści strony kontakt
strona główna 501 936 975 menu wyszukiwarka

Bagiński: Do szopy, hej politycy!

KOMENTARZE

Robert Bagiński
2019-12-22 20:15
33261

Pisać przed świętami o mieście i politykach, to czyste szaleństwo. Na topie jest Mikołaj, barszcze, karp i neflixowy „Wiedźmin”. Generalnie funkcjonuje nie tylko nadwarciańska mądrość, że polityka dzieli. Wiadomo, jedni popierają tych, a inni tamtych, remonty są dobre albo złe...

Centralnym punktem świąt jest żłóbek Betlejemski, a więc mebel również w polityce najważniejszy. Tu ważne jest, aby gonić każdego, kto chciałby polityka dostępu do żłoba pozbawić. Nie da się zaprzeczyć, że i otoczenie jest na co dzień inne. Choć baranów i osłów wokół żłoba sporo, to w naszej rzeczywistości będzie to raczej stado wilków niż owiec. Pasterz z Ratusza nie ma więc zadania łatwego, bo przy żłobie raz po raz dochodzi do dzikich awantur.
 
Bywa jednak, że przed świętami na nogach stają rzeczy, które dotychczas często stały na głowie. I odwrotnie. Skonfliktowani radni dzielą się opłatkiem, aby godzinę później na sesji budżetowej okładać się bejsbolem. Oni nie lubią ze sobą przebywać, ale przed świętami muszą udawać, że miecze przekuwają na lemiesze, a włócznie na łopaty, którymi będą pracować dla miasta. Jeszcze przed sesją nie kluczyła i nie owijała w owczą bawełnę „czysta wodzianka”, każąc Sobolewskiemu mówić do siebie „Proszę Pani”, przy czym to był epilog mniej eleganckiej tyrady.
 
Dość narzekania. W naszej gorzowskiej szopie dzieją się też rzeczy ponadprzeciętne. Jakie miasto, tacy królowie, a ślepy los tych z Korei Południowej zaprowadził nad Wartę. Przybyli z miasta Yangg i wiele wskazuje, że chcą się od nas uczyć kultury oraz kopania dołów. Nie kupili naszego produktu eksportowego: obracania kota ogonem, ale tylko dlatego, że lepiej go zjeść, niż nim żonglować. Nie przywieźli też złota, mirry i kadzidła, bo wieść o doskonałych podróbkach znaków towarowych dotarła daleko za rogatki Polski.
 
Świąteczny barszcz będzie miał w tym roku gorzki smak dla byłych i niedoszłych parlamentarzystów: Porwicha oraz Pieńkowskiego. Wydawało im się, że są jak młody Aleksander Wielki nad rzeką Indus, płaczący z powodu braku światów do podbicia. Jest inaczej, bo trwają w polityce tylko dlatego, że przez wielu traktowani są jak cesarz Klaudiusz. Ten ostatni przetrwał intrygi, gdyż uważano go za mniej rozgarniętego. Nie chcę wywoływać wilka z lasu, ale z tych samych powodów ponownie wojewodą może zostać poseł Dajczak. Jest jednak kilka ale, bo w lubuskim PiS-ie daleko do „Przekażcie sobie znak pokoju”, a bliżej do Talmudu: jak twój brat chce cię zabić, wstań wcześnie rano i zabij go pierwszy.
 
Wiatr wieje dziś ewidentnie pod narty lewicy, ale w gorzowskiej szopie reprezentowana jest przez zwierzęta bez zębów i zdolności do galopowania. „Tuptuś”, jak anegdotycznie i miło określa się szefa Rady Miejskiej, to postać przy żłobie nieszkodliwa, ale po plecach skaczą mu wszystkie kozy i osły. Szefem stada zrobił człowieka, który na hasło: Skocz z Przemysłówki!, miałby tylko jedno pytanie: Teraz, tak od razu? Lwa w Betlejem nie było, nie ma go i w Gorzowie, bo wybrał Zieloną Górę. Ryczy na pasterza z Ratusza i tak w koło Macieju. Ma język i tytuł żeby ryczeć, ale zęby już nie te. Ma liczny fun club, ale zabrnął w krainę absurdu. Niepotrzebnie.
 
Mocnym blaskiem zaświeciła nad gorzowską szopką znana mecenas Synowiec. Scenariusz musiał być przemyślany, bo dzisiaj świeci tak pięknie i jasno, że ogrzać przy niej chcieliby się nawet ci, którzy jej światło zakrywali. Wszystkich zżera ciekawość co zrobi w przyszłości, bo potencjał ma ogromny. Inna sprawa, że do politycznych wyzwań dorasta się szybko, albo wcale. Jest z innego i lepszego świata niż reszta zwierząt, dlatego dotychczasowe wizje miejskiej polityki, mogą przestać być użyteczne w przyszłości. W gorzowskim świecie politycznie garbatych, którzy i tak są całkiem prości, ona jest prawdziwą oraz ogromną nadzieją. Pokusa powinna wydawać się oczywista, realna i oczekiwana.
 
Inaczej z resztą tak zwanych czarnych koni z gorzowskiej szopki. Już dzisiaj widać, że nie są w stanie doskoczyć nawet do poprzeczki. Ssą kilka matek naraz, nie wybijając się na niepodległość, ale licząc na dostęp do żłoba. Pułapka polega na tym, że idą na łatwiznę. Wyjątkiem jest radna Bejnar-Bejnarowicz, która ciężko pracuje i umie łączyć miejskie kropki, ale zbyt często kopie inne zwierzęta. Nie jest typem owieczki, a w świecie zdominowanym przez baranów i osłów, ciężko o poklask. Zresztą, w naszej gorzowskiej szopce jest jak u Orwella: niedługo nie będzie wiadomo, kto jest świnią, a kto człowiekiem. W każdym razie jest wesoło i tak pewnie długo jeszcze zostanie.

Komentarze:

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x