przejdź do treści strony kontakt
strona główna 501 936 975 menu wyszukiwarka

Bagiński: Brawura „aktywistów”

KOMENTARZE

Robert Bagiński
2020-10-09 22:06
26192

To, że niektórzy chcą robić nad Wartą rzeczy, których tu jeszcze nie ma, wcale nie oznacza, iż będzie to wartością dodaną. Owszem, wszelaka aktywność obywatelska jest ze wszech miar dobra, ale już z jej owocami bywa różnie. Nie od dziś wiadomo, że dobrymi intencjami wybrukowane jest piekło.

Wszyscy są zgodni co do tego, że im więcej ludzi zaangażowanych w sprawy miasta, tym lepiej. Jeśli chodzi o ich pomysły, bywa różnie. Niektóre z nich są tak ekscentryczne, że szczęka opada, a najlepiej charakteryzują je dwa słowa: fantazja i rozmach. PR-owo wiele inicjatyw wygląda interesująco, a ich autorzy potrafią się z nimi przebić do mediów – gorzej z realizacją. Można by rzec, że miarą jakości obywatelskich pomysłów jest jest ich realność, czyli efekt, który jest osiągnięty na końcu. Nie na początku, gdy przedsięwzięcie cieszy się zainteresowaniem miejskich mediów, a inicjator pławi się odbitym od niego światłem. 
 
Nie dalej jak rok temu inicjatywa społeczna „Gorzów to My” szumnie ogłosiła zbiórkę starych rowerów. Miały być tuningowane, a następnie udostępniane mieszkańcom. Nie trzeba milionów, żeby stworzyć coś na małą skalę. Wystarczą chęci – reklamował akcję Marek Rybka. To była jego „chwila Ikara” w której uwierzył, że zostanie wyniesiony bardzo wysoko. Jak w brueglowskim „Upadku Ikara”, nikt nie zauważył porażki. Z dużej medialnej chmury, nie uświadczyliśmy nawet mżawki, a stare rowery zalegają w  magazynach firmy ENERIS. Zabrakło strategii, albo zwykłej wiedzy – nie wystarczy wystawić coś na ulicę, niezbędna jest infrastruktura. Zważyć należy, że nie wszyscy pod publikę. Podziwiałem eksradnego Musiałowicza za regał z książkami przy dawnym Arsenale, ale to jednak idea z przysłowiowej du...y.
 
Ulice i place, to szczególne miejsce aktywności szczerze zaangażowanych aktywistów. Szokująco długa jest lista tego, co chcieliby tam postawić lub uruchomić. Jak pewna gorzowska dziennikarka, która zainicjowała akcję pt. „Pomaganie przez ogrzewanie”. Jej widocznym symbolem było ustawienie szafy na ubrania i jedzenie przy Kwadracie. Miało to być miejsce na ubrania i codzienne kanapki, ale rychło się okazało, że entuzjazmu starczyło na kilkanaście dni – mniej niż ekscytowały się tym lokalne i regionalne media. Nie chcę wypowiadać się o zasadności tego typu zbiórek, ale bliżej mi do inicjatyw trwałych i nie pod publiczkę, że wymienię tylko inicjatorkę „Pozytywki” –  Urszulę Niemirowską.
 
Rośnie świadomość, że nie można przystawać na wszystkie inicjatywy miejskich aktywistów, ponieważ ich ekspresywna pomysłowość nie zawsze idzie w parze z wiedzą. Niestety, brawurowo działają również radni. Zaskakuje łatwość, z jaką pomysły zasłyszane lub przeczytane, wnet przekładają na język interpelacji do Ratusza. Kilka zdań i... „Voila!”. Stwórzmy w mieście zielone przystanki – ogłosiła swego czasu radna Szymotowicz. Pomysł zasłyszany z Białegostoku, a koszt jednego z nich to ponad dwieście tysięcy. W mieście powinien stanąć butelkomat – zaproponował radny Surowiec, kilka dni po tym, jak informacje o podobnym urządzeniu w Krakowie pojawiły się w mediach. Nośne medialnie, ale nijak się miało do obowiązujących w Polsce przepisów.
 
Osobny akapit muszę poświęcić radnemu Wilczewskiemu. Jego interpelacje tropię niczym myśliwy, ale po przeczytaniu wiem, że nie ma do czego strzelać. Może to dryf ku morzom, do których jeszcze nie dojrzałem. Wszedł w buty największych nudziarzy. Próbką jego możliwości jest interpelacja w sprawie ustawienia w mieście kilkudziesięciu ławek z przewijakami. Obawa przed tym czy uda się nakarmić lub przewinąć dziecko prowadzi do zaprzestania spacerów – argumentował. Przeszedł sam siebie, proponując by Ratusz i podległe mu jednostki, zaprzestali używać plastikowych sztućców, naczyń i czego tam jeszcze. 
 
Dlaczego to piszę? Władze miasta już dawno stłukły szybę, która aparat administracyjny oddzielała od spontanicznych inicjatyw. Okazało się, że pierwiastki obywatelskie i biurokratyczne mogą się przenikać z korzyścią dla obu stron. Wiem jednak, że głupie pomysły są jak piasek, który zaciera tryby dobrze już naoliwionego mechanizmu kooperacji. Nie ma potrzeby ścigania się na oryginalność z dużymi miastami. Przekonanie, że Gorzów będzie „cool” tylko wtedy, gdy zaimplementujemy tu coś z innego miasta, nie zawsze jest dobre. Nie musimy mieć kompleksów, bo Gorzów jest inny niż rok i pięć lat temu. Róbmy swoje na miarę Gorzowa i nie starajmy się tu upychać pomysłów abstrakcyjnych. Miasto to coś więcej niż LOLkontent!
 
Niech inicjatorzy nowych pomysłów mają tyle cierpliwości i determinacji, nie na chwilę a na lata, co Kunicka ze swoim Sportowym Pożegnaniem Lata, Wojciechowska z kongresem kobiet, konferencją bezpieczeństwa i kulturalnymi zadyszkami, Joanna Owczarek z Kobietą Aktywną, Jerzy Synowiec z ideą stawiania wybitnym mieszkańcom pomników, i wielu wielu innych, którzy pracują od dawna. Sporo do tego dokładając i bez medialnego blichtru. Amen.

Komentarze:

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x