T. Jędrzejczak: Tylko kibice znają całe lubuskie [WYWIAD CZ. 2]
Z MIASTA
ao
2024-04-01 10:39
71814
Inauguracja kampanii wyborczej Lewicy do sejmiku - Gorzów, bulwar wschodni
W drugiej części rozmowy z marszałkiem Tadeuszem Jędrzejczakiem m.in. o równomiernym rozwoju regionu, sprawiedliwym podziale środków pomocowych, integracji politycznej województwa, także o planach Lewicy na przyszłą kadencję samorządu.
Tadeusz Jędrzejczak, radny sejmiku dwóch kadencji, od 2016 roku członek zarządu województwa, były prezydent Gorzowa i parlamentarzysta w rozmowie z gorzow24.pl m.in. o wzajemnym zrozumieniu w lubuskim.
Adam Oziewicz: Analizując kolejne budżety inwestycyjne zarządu dróg wojewódzkich (ZDW) widać, że środki w lubuskim nie są dystrybuowane równomiernie. Znacznie więcej i znacznie ważniejsze budowy i remonty dróg realizowane są na południu województwa. Dlaczego?
Tadeusz Jędrzejczak: – Bo na początek trzeba sprawdzić, jaka jest dostępność komunikacyjna połączeń drogowych północy i południa. Będę bronił tezy, że północ województwa jest lepiej skomunikowana niż południe. Wystarczy przejechać się z Zielonej Góry do Żar i Żagania, dalej do Szprotawy – gorzowianin zdziwi się, w jak złym stanie mogą być drogi. Mimo że tam też inwestujemy. Zresztą gdy byłem prezydentem Gorzowa, miałem identyczne przekonanie o inwestycjach ZDW. Ale gdy zostałem członkiem zarządu i w zakresie obowiązków mam również poruszanie się i bywanie w południowej części województwa. To, co się dzieje na północ od A2 jest nieporównywalnie lepsze, niż na południe od A2.
Druga sprawa to ta, że środki kieruje się tam gdzie są największe problemy… Od ponad 30 lat była mowa, że trzeba skończyć z wstydem jakim był prom na Odrze w Milsku i należy zbudować most. Tak też się stało. Ale jednocześnie zbudowaliśmy, tak naprawdę na nowo, most na Warcie w Skwierzynie – to też była inwestycja ZDW. Przy tym kolejne etapy obwodnicy Drezdenka w większości również finansuje zarząd dróg wojewódzkich. Jest jeszcze przebudowa układu komunikacyjnego w Kostrzynie – ta inwestycja jest realizowana w całości przez skarb państwa. Pozostałe obwodnice są realizowane na drogach krajowych – wcześniej w Witnicy, aktualnie w Strzelcach Krajeńskich, a niedługo w Kostrzynie. To budowy realizowane przez państwo.
Porównania północy z południem można robić w nieskończoność, ale tak naprawdę jedyne miasto, z którym mamy problem, jako zlokalizowanym na północy, są Słubice. Tu występuje problem komunikacyjny na dużą skalę. Zatem, nie widzę złej woli w podziale środków na północ i południe w ZDW w Zielonej Górze. To problem znaczącej liczby inwestycji i niewystarczających środków.
Nie zgadzam się z opinią, że na północy mamy gorszą sieć dróg między miastami niż na południu. Pod tym względem południe ma znacznie poważniejsze problemy i niedostatki. Jest tak dlatego, bo przez dziesiątki lat Zielona Góra nauczyła ludzi rządzących powiatami i gminami z bezpośredniego sąsiedztwa, że to ona jest najważniejsza. To oznaczało, że zdecydowana większość środków na inwestycje drogowe było kierowanych właśnie do Zielone Góry. Rezultat jest taki, że powstawały tam cuda-wiadukty, co i tak nie rozwiązało tamtejszych miejskich problemów komunikacyjnych. U nas takiej sytuacji nie było – województwo gorzowskie bardziej sprawiedliwie rozdzielało środki…
Podgląda pan m.in. Liberec, Kraj Liberecki – bywa tam z powodów zawodowych… To region i miasto, z którego można czerpać naukę dla Gorzowa i lubuskiego?
– Kiedyś zabrałem miejskich radnych z Gorzowa do Brukseli – patrzyliśmy, jak to wszystko funkcjonuje. Powiedziałem: jeździcie ze mną, a jakbyście mieli zamknięte oczy. Przecież, po to tu jesteśmy, aby zbierać doświadczenia i wykorzystywać… W Libercu jest rzecz, którą my w Gorzowie nie doceniamy. Tamtejsi przedsiębiorcy z przełomu XIX i XX wieku dorobili się majątków na produkcji lokomotyw i wielu innych rzeczy. To kolebka przemysłu samochodowego, dawana stolica Niemców sudeckich. Ale co zrobili ci przedsiębiorcy? Wybudowali gmach, gdzie umieścili siedzibę swojej izby przemysłowo-gospodarczej. Zrobili to za własne pieniądze, aby mieć gdzie się spotykać, podejmować gości. Minęły lata, przemysłu sprzed ponad wieku już nie ma, ale wspomniany obiekt jest i pełni funkcję muzeum XXI wieku – jest świetne, pokazuje całą historię gospodarczą Liberca. Byłem tam – przychodzą miejscowi i turyści. W ciekawej, nowoczesnej formie zapoznają się z historią tego miasta.
W Gorzowie właśnie tego mi brakuje. Ciągle nie rozumiemy, że przez kulturę można się promować. Trzeba się tego nauczyć. Dlatego zaskoczyło mnie, gdy prezydent Wójcicki zrezygnował z budowy Miejskiego Ośrodku Sztuki, wiedząc jakimi zbiorami dysponujemy – chodzi o kolekcję „Krąg Arsenału 55” zdeponowaną w Muzeum Lubuskim im. Jana Dekerta Gorzowie. Teraz nie możemy jej wyeksponować, bo nie ma gdzie tego zrobić. Niemal wszędzie, w Polsce i za granicą, każdy się stara znaleźć to coś, co sprawi, że ludzie zewnątrz będą chcieli do nich przyjechać. My to mamy, ale nie wykorzystujemy…
Obserwowałem jak w muzeum w Zielonej Górze organizowano wystawy – przyjeżdżają tam gości spoza miasta tysiącami. To napędza gospodarkę, promuje region od strony kulturalnej. Z kolei w Gorzowie nie tworzymy miejsc, gdzie da się pokazywać sztukę i będą dla niej przyjeżdżać odbiorcy, którzy mają taką potrzebę. Zielona Góra sobie z tym radzi, a w Gorzowie obniżyliśmy loty – symbolem tego jest plastikowy Janusz na wschodnim bulwarze.
Gdybyśmy pokazali kolekcję Arsenału, zrobili wystawę stałą, to wiem, że ludzie z całej Polski przyjeżdżaliby ją oglądać. Przy tym byśmy wypożyczali ją do największych muzeów w zamian otrzymując atrakcyjne wystawy czasowe. To rzecz bezinwestycyjna, która przynosi splendor. W ubiegłym roku byłem na wystawie Jana Vermeera w Amsterdamie – były tam setki tysięcy ludzi, którzy chcieli oglądać jego dzieła.
Mamy Muzeum Narodowe w Szczecinie, w Poznaniu, we Wrocławiu, nie mówię już o Krakowie czy Warszawie. Z kolei w Gorzowie mamy masę zbiorów, które nie są wystawiane. Gdybyśmy zaczęli budować markę – tak jak to robi Liberec, bo to miasto kojarzone nie tylko z nartami i turystyką górską, także kulturą – to na efekty długo byśmy nie czekali. Przyznam, że gdy byłem tam w tym roku na balu charytatywnym to przywiozłem tamtejsze piwo niepasteryzowane. Nie widzę przeszkód, aby w podobny sposób promować nasze wyroby regionalne. U nas to zanikło. Tymczasem w lubuskim mamy utworzony specjalny zakład budżetowy, który zajmuje się produktami regionalnymi. Zapytałem właśnie w Lubuskim Centrum Produktu Regionalnego w Zielonej Górze, czy byliście w Gorzowie? Proponowaliście współpracę? Usłyszałem: nie, bo nie było zainteresowania...
Inny przykład z kultury. Planowaliśmy szkołę artystyczną przy Filharmonii, teraz powstaje przy Teatralnej jako kwartał kultury. W naszej koncepcji szkoła miała się kończyć maturą. Zatem nauczanie średnie miało być prowadzone równolegle z specjalnością artystyczną. Jednak domeną tej szkoły nie miał być balet, gra na instrumencie, śpiew itd., za to nauczanie nowych technologii w realizacji projektów decydujących o powodzeniu przedsięwzięć artystycznych w teatrze, filmie czy platformach streamingowych. Właśnie po to przymierzaliśmy się do drugiego etapu CEA. To, że nie ma takiego centrum w Gorzowie to strata dla miasta.
Aktualnie na świecie, w Polsce – w Gorzowie także – w usługach pracuje 65-70 procent ludzi, w rolnictwie 6 procent, bezpośrednio przy produkcji działa kilkanaście procent społeczeństwa. To oznacza, że dla młodych ludzi, którzy żyją w zupełnie innym świecie niż wszystkim się wydaje, trzeba przygotować odpowiedź na pytanie, co byś chciał robić, gdy będziesz starał się o pracę? Nasze działania muszą iść w takim kierunku, aby odpowiedź była jasna i w miarę prosta. My tego nie robimy, choć cały świat wie, że innej drogi nie ma – gorączkowo przygotowuje się do transformacji w tej dziedzinie. Niemcy to przeczyli i dziś mają potężne problemy cywilizacyjne – nie mam na myśli ich emigrantów, ale rodowitych Niemców.
Plany Lewicy i Tadeusza Jędrzejczaka na przyszłą kadencję sejmiku i szerzej – samorządu.
– Jako Lewica wystawiliśmy 300 członków partii w województwie na nasze listy wyborcze różnego szczebla samorządu. 200 naszych koleżanek i kolegów jest na listach innych komitetów, które zdecydowaliśmy się poprzeć. To wielki wysiłek organizacyjny – od lat lewica w lubuskim nie była w stanie unieść takiego ciężaru. Zrobiliśmy to także w Gorzowie, choć przez długie lata takiej listy w wyborach w mieście nie było. Naszym podstawowym celem jest rozwój szeroko rozumianej edukacji – im bardziej odpowie na potrzeby rynku i zainteresowania uczniów, tym lepiej. Mam na myśli nie tylko samorząd województwa, ale też gminy i powiaty, które odpowiadają za podstawówki i szkoły średnie. My z kolei, jako lubuskie, organizujemy szkoły medyczne, ale też dotujemy UZ, AJP czy ZWKF. Uczelnie otrzymują od nas środki finansowe na wprowadzanie nowych kierunków oraz na rozwój.
Drugi nasz podstawowy cel to rozwój ochrony zdrowia i polityka społeczna – w tym zawiera się przebudowa i rozbudowa szpitala w Gorzowie z dokończeniem termomodernizacji, ale też rozwój lecznic w Zielonej Górze, Torzymiu, Międzyrzeczu, Świebodzinie. We wszystkich wspomnianych miejscach tworzymy lepsze warunki dla ochrony zdrowia obywateli. Trzeba zarazem pamiętać, że w Gorzowie również studiują studenci kierunku lekarskiego, a to ma swoje uwarunkowania zasady, także potrzeby do zaspokojenia. Ważna dla nas jest także kwestia mieszkalnictwa. Lewica głosowała w sejmie – razem z PiS-em – za przyjęciem KPO. Dlatego, że tam są zapisane środki finansowe na wybudowanie 100 tys. mieszkań w Polsce. Chcemy, gdy przyznana będzie nam druga część KPO, aby te mieszkania powstały. Mają być dobrej jakości, a ich wynajem tani. Wtedy zaczniemy rozwiązywać największy problem społeczny, jakim jest 50 procent dorosłych Polaków mieszkających z rodzicami. To trzy główne cele, trzy wielkie płaszczyzny działania, które przed nami stoją.
W przypadku północnego podregionu sprawa jest oczywista – moim zdaniem należy rozwiązać umowę na kolejowe przewozy regionalne z Polregio. W zamian należy wprowadzić operatorów z Wielkopolski i Dolnego Śląska. Należy porozumieć się i z jednym, i drugim oraz doinwestować z budżetu państwa modernizację, łącznie z elektryfikacją, linii kolejowej Kostrzyn – Krzyż przez Gorzów. To obecnie koszt rzędu 3 mld zł. Trzeba to zrobić i zapomnieć o tym raz na zawsze, bo ta praca powinna być już dawno wykonana. Tym bardziej, że po stronie niemieckiej trwają działania i dyskusje na temat budowy drugiego toru na linii Berlin Lichtenberg – Küstrin-Kietz, a latem będzie otwarty dwutorowy most kolejowy na Odrze w Kostrzynie. Musimy w końcu się za to zabrać. Jako samorząd nie mamy na to bezpośredniego wpływu, ale możemy oddziaływać na parlament, rząd i odpowiednie ministerstwa. Jako Lewica jesteśmy w koalicji, stąd mamy możliwość zgłaszania swoich projektów, wniosków i potrzeb.
I jeszcze coś... Chcemy utrzymać trend sensownego wydawania środków pomocowych z UE. Prawdopodobnie mamy ostatnią perspektywę. Wiele wskazuje na to, że Polska po 2027 roku osiągnie taki poziom dochodu narodowego na mieszkańca, że przestaniemy być biorcą pieniędzy i zostaniemy płatnikiem. To nie jest uwłaczające, czy złe, bo tak jest w większości krajów europejskich. Są regiony w Polsce, takie jak Dolny Śląsk czy Mazowsza z Warszawą, czy Wielkopolska, które już nie w każdym przypadku dostaną środki pomocowe z UE. Zatem istotne jest, aby prawdopodobnie ostatni okres wsparcia dobrze wykorzystać dla lubuskiego. Jeżeli sprawnie poprowadzimy ten proces to powinniśmy rozwiązać ostatecznie problemy służby zdrowia z wyposażeniem i modernizacją, edukacji oraz mieszkalnictwa dla osób, które chcą wynajmować. A wtedy będziemy mogli mówić, że województwo staje się atrakcyjne dla tych, którzy chcą tu zostać, ale też przyjezdnych.
Podczas prezentacji listy kandydatów Lewicy z okręgu 1 do sejmiku, na wschodnim bulwarze w Gorzowie, mówił pan o integracji województwa. Jak pan sobie ten proces wyobraża? Do czego ma prowadzić?
– W internecie krąży powiedzonko: Gorzów lubi Zieloną Górę, ale nie wie, jak zagadać. Wiedza mieszkańców Zielonej Góry czy południowej części lubuskiego o Gorzowie jest mała to dotyczy również pracowników urzędu marszałkowskiego. Ale podobnie jest w Gorzowie. Nasza wiedza o Żaganiu, Żarach, Zielonej Górze czy Nowej Soli jest ograniczona. Poza dobrą orientacją kibiców w lubuskim sporcie, tak naprawdę niewiele o sobie wiemy i wygląda na to, że nie bardzo chcemy wiedzieć. Jestem przekonany, że warto, aby, korzystając z już dostępnych form promocji i środków, jednym z ważnych elementów stała się wspomniana integracja województwa. Chodzi o to, abyśmy o sobie nawzajem więcej wiedzieli. Jestem w uprzywilejowanej sytuacji – znam dobrze, i południe, i północ lubuskiego, znam problemy niemal wszystkich 80. gmin w województwie. Może nieskromnie, ale powiem, że jestem unikatowym egzemplarzem. Z kolei większość radnych w sejmiku nie zna problemów tej części województwa, z której nie pochodzi.
Gdybyśmy wykorzystali media, media społecznościowe można byłoby wymieniać się informacjami o sobie i wiele mitów obalić... Może tu nie wszyscy wiedzą, ale Zielona Góra też ma kompleks Gorzowa. Teraz, gdy jest większa przez włączenie gmin, może nieco mniejszy, ale wcześniej mieli głęboki kompleks Gorzowa. Co istotne, im będziemy więcej o sobie wiedzieć, tym trudniej będzie nas zlikwidować. Gdyby kiedyś przyszedł taki pomysł to sobie na to nie pozwolimy. Jestem przeciwnikiem wszystkich ruchów odśrodkowych, które podważają istnienie lubuskiego. Są ludzie, którzy niczego pozytywnego społecznie dla innych nie zrobili, za to są urodzonymi kontestatorami i recenzentami. Takich ludzi odrzucam. Uważam, że trzeba działać z ludźmi, którzy w gospodarce, w polityce, samorządach, w działalności społecznej, kulturalnej, sportowej coś po sobie zostawili...
Gdyby wyjść teraz na ulice Gorzowa i zapytać, kto był w Parku Ujście Warty oraz w nowym obiekcie muzealno-edukacyjnym w Słońsku z nowoczesnym wyposażeniem, prezentacjami, multimedialnymi ekspozycjami dotyczącymi historii tego miejsca to gwarantuję, że prawie nikt nie odpowiedziałby pozytywnie. Na tym polega problem: sami o sobie niewiele wiemy.
Jeżeli chodzi o integrację lubuskiego – gdzie widzi pan największe deficyty? Jesteśmy rozbici społecznie, gospodarczo, może politycznie?
– Aspekt polityczny wydaje się najbardziej dotkliwy. W Gorzowie część ludzi – mam na myśli polityków różnych partii – przyjęła do wiadomości i utrwala, że to w Zielonej Górze ma być kierownictwo partii na poziomie województwa. Nie chodzi o siedzibę biura, ale o szefa. To powoduje sytuację absurdalną. Obserwuję to na co dzień. Często jest tak, że różnego rodzaju działacze przyjeżdżają do Zielonej Góry niemal na kolanach. A to proszą o miejsce na liście, a to mają coś do załatwienia w urzędzie marszałkowskim i zabiegają w partii o wsparcie. Zachowują się jakby byli obywatelami drugiej kategorii. Na lewicy tego nie ma. Od kiedy przestał kierować nami Wontor, taki styl bycia w ogóle nie wchodzi w rachubę i nie ma potrzeby go stosować. Jak to na lewicy – wszyscy są na ty i trzymają się razem. Zachęcam, aby i inne partie przyjęły podobny model współdziałania. Gorzów wobec Zielonej Góry nie ma prawa mieć żadnych kompleksów. Ale jest też pewien warunek: gorzowskie elity powinny artykułować swoje oczekiwania. Jednak to możliwe jest tylko wtedy, gdy gorzowianie sami będą przekonani do tego, co chcą uzyskać. Niestety najczęściej jest tak, że sami nie bardzo wiedzą, o co im chodzi.
W tym miejscu warto też podkreślić, że służba publiczna polega na tym, że służymy innym. To znaczy, że ten, kto chce kandydować na posła, jest senatorem czy posłem, nie może myśleć w kategoriach: a co będzie, jak powiem niewygodną prawdę kierownictwu swojej partii w regionie? Czy gdy będę zabiegał o sprawy północy lubuskiego i Gorzowa to mnie wystawią na listę, a może przez to stracę apanaże? Polityk działając w ten sposób traci swoją pozycję. Być może wystawią go na listę, ale to nie znaczy, że jego głos będzie miał znaczenie w sejmie, senacie czy w sejmiku.
W tej materii dostrzegam największy deficyt. Na początku województwa tak nie było, ale po pewnym czasie utarło się przekonanie, że Zielona Góra ma być centrum politycznym. Gorzów się poddał i przyjął, że gorzowianie mogą być co najwyżej wiceprzewodniczącymi. Nie widzę najmniejszego powodu, dla którego tak rzeczywiście powinno być. To milczące założenie, że szefowie partii mają być z Zielonej Góry jest początkiem wszystkich nieszczęść. Gorzowianie jadą do Zielonej Góry i myślą: nagadałbym im, ale jak im nagadam to nie będę miał dobrego miejsca na liście do sejmu czy sejmiku. Tak się polityki nie robi. Tak się dba, co najwyżej, o swój interes.
Tymczasem bez Gorzowa województwa nie będzie – Zielona Góra o tym dobrze wie, dlatego na północy mamy ważną kartę przetargową i nie możemy bać się jej używać. Co więcej, Gorzów niezależnie od tego w jakim województwie się znajdzie nadal będzie tym, który jest ze wszystkimi atrybutami miasta wojewódzkiego – z tego nikt nie zrezygnuje. Dlatego nie ma potrzeby, abyśmy przyjmowali w Zielonej Górze postawę interesanta. Gorzowianie i zielonogórzanie mają być równorzędnymi, szanującymi się partnerami.
Niepokornymi?
– Dwukrotnie w tej kadencji obiecano mi, że zostanę odwołany z zarządu, bo jestem niepokorny. Wielokrotnie głosuję przeciwko propozycjom poszczególnych marszałków czy wicemarszałków. Mam krytyczne zdanie w wielu sprawach, ale nie należę do polityków, którzy chodzą do radia czy telewizji skarżyć się na swój los. Trudno. Jako lewica w sejmiku mamy tylko trzy mandaty. Takie mamy wpływy w koalicji, jakie mamy poparcie. Dlatego warto, aby gorzowianie głosowali na kandydatów gorzowskich i ludzi, którzy są w stanie udźwignąć odpowiedzialność za pracę w sejmiku, także na rzecz Gorzowa i północy lubuskiego.
Przykład. Decyzja o budowie ośrodka radioterapii w Gorzowie podjęta był w niecodziennych okolicznościach... Po kolejnej awanturze na zarządzie o skierowanie środków na tę inwestycję, marszałek Polak, na stojąco, zawnioskowała o przeniesienie pieniędzy z modernizacji dróg, z wspomnianego już budżetu ZDW. Miała jednak ogromny sprzeciw werbalny dwóch członków zarządu. Głosowanie przeszło dzięki temu, że w zarządzie byli marszałek Gawlik, marszałek Polak i ja. Atmosfera była tak napięta, że po głosowaniu marszałek Polak zrobiła dwugodzinną przerwę i wyszła z posiedzenia zarządu. Tak sprawa ta była nakręcona... Miało się nie udać a się udało. Gorzów miał racjonalne, logiczne i sensowne argumenty za tym, aby tę kosztowną inwestycję realizować. Podobnie było z centrum usług wspólnych na terenie szpitala przy Walczaka czy ostatnio z centrum pomocy rodzinie przy Niepodległości. To wszystko udaje się robić, choć południe województwa nie jest napędem dla tych projektów. A do tego mamy w Gorzowie ładniejszy teatr i filharmonię.
Dziękuję.
tu pierwsza część rozmowy
Komentarze: